Już następnego dnia po lądowaniu kapitana Tadeusza Wrony, który uratował pasażerów Boeinga 767, pojawiły się wypowiedzi porównujące to wydarzenie do katastrofy w Smoleńsku. Marta Kaczyńska zamieściła na swoim blogu wpis, w którym zastanawiała się, jak to możliwe, aby pasażerski samolot bez szwanku osiadł na betonie, podczas gdy Tu-154 rozpadł się na kawałki lądując na błocie. Poprosiła o komentarze w tej sprawie. Zobacz: Kaczyńska porównuje lądowanie Boeinga do Smoleńska!
Dziś wpis Marty Kaczyńskiej skomentował sam pilot Boeinga:
Manewr podejścia do lotniska był precyzyjny do końca, wiedzieliśmy w którym momencie dotkniemy pasa i jak delikatnie to zrobimy. Myślę, że piloci Tu-154, kiedy zobaczyli ziemię, starali się umknąć i uniknąć zderzenia - tłumaczył na antenie Radia Zet. Mieli większą prędkość i przypadek sprawił, że w trakcie tego manewru uniknięcia kontaktu z ziemią uderzyli skrzydłem w grubsze drzewo, co spowodowało, że odpadła im końcówka skrzydła.
Tak nierówne siły na całym skrzydle i na tym skróconym spowodowały, że nie mieli szans dalszej kontroli, on się przechylił - dodał. Z tej oceny wyszło, że jeszcze w powietrzu wykonał pół beczki. Byli bez możliwości kontroli, skuteczność sterów była za słaba. My mieliśmy cały sprawny samolot z wyjątkiem tego, że nie było podwozia.