Do czasu wyborów żona Janusza Palikota starała się raczej unikać mediów. Wygląda na to, że teraz to się zmieni. Po wieczorze wyborczym, podczas którego zaprezentowała się we fryzurze a la Julia Tymoszenko, stwierdziła najwyraźniej z mężem, że już czas zacząć się bardziej promować.
Pierwszą dobrą okazją jest wspólny wywiad dla Gali przeprowadzony przez sympatyzującą z nimi Magdalenę Środę. Monika Kubat opowiada w nim o tym, jak poznała Palikota.
Magdalena Środa: Janusz, byłeś ogromnie zaangażowany w kampanię wyborczą. Czy to nie rozbija związku?
Monika: Jak poznałam Janusza, w 2006 roku, był już w polityce. I to raczej ja go namawiałam, by nie rezygnował z polityki dla mnie, dla rodziny - zapewnia.
Janusz: Po co rezygnować z czegokolwiek, skoro można mieć i jedno, i drugie? Staram się o dom, czas poświęcony Monice i dzieciom jest święty. I wcale go nie mamy tak mało, trzeba tylko pewnej dyscypliny. Rodzina daje nie tylko poczucie bezpieczeństwa i bliskości, ale również inspirację, siłę, to pole małej debaty. Dlatego rozumiem silne frustracje Jarosława Kaczyńskiego. On ma tylko posła Hofmana i Błaszczaka, dlatego musi się czuć nieszczęśliwy, emocjonalnie pusty i intelektualnie wypalony. Nakręca go chyba nienawiść do Tuska. Ja jestem człowiekiem spełnionym, szczęśliwym, inspirowanym przez mądrą, cudowną kobietę, skupionym na własnych dzieciach – więc na przyszłości. Szanuję tradycję i historię, ale nie widzę powodu, by były one alfą i omegą polityki, współczuję tym, którym umarli bliscy – jak Jarosławowi – mnie też umarli, ale nie widzę powodu, by organizować aktywność polityczną wokół śmierci.
Magdalena Środa: Nie znałaś wcześniej Palikota? Naprawdę?
Monika: Nie, choć pracowałam sto metrów od domu, w którym mieszkał. Potem okazało się, że bywaliśmy na tych samych spektaklach teatralnych, w tych samych miejscach, również w Warszawie. Kochaliśmy park Ujazdowski. Ja tam często czytałam książki, a Janusz spacerował. Wiele o nim słyszałam jako o mecenasie kultury, ale wydawał mi się odległy. Pamiętam, że miał żółty sweter, niebieskie sztruksowe spodnie i zielone buty. To było wielkie zauroczenie. A jednocześnie pewność, że tak musiało się zdarzyć, los, fatum, konieczność. Następnego dnia przeprowadziłam się do Janusza.
Jak myślicie, czy Monika Kubat będzie od teraz coraz mocniej promowana?