Przez trzy miesiące Robin Gibb, jeden z członków grupy Bee Gees, był przekonany, że ma skurcz żołądka i problemy ze zgagą. W końcu postanowił pójść do lekarza i podczas badania dowiedział się, że ma nowotwór. Lekarz wykazał się "wyjątkową" empatią i poinformował wokalistę, że została mu zaledwie godzina życia…
Na początku wyparłem wszystko, co mi powiedział - powiedział w rozmowie z brytyjską gazetą Gibb. Potem powiedziałem, że przecież to tylko jakiś skurcz i problemy trawienne. Dowiedziałem się, że rak jest ogromny i zatyka mi zupełnie jelita. Za moment wybuchną, kał zaleje moje organy i umrę. Wpadłem w panikę. Ja nawet nigdy nie miałem zwykłego zabiegu. Z miejsca zabrali mnie na salę operacyjną i w pośpiechu usunęli guz.
Niestety u muzyka doszło do przerzutów, w tym najgroźniejszego na wątrobę. Gwiazdor przechodzi obecnie chemioterapię i naświetlania. Brat Robina Gibba zmarł siedem lat temu w wyniku komplikacji po niezdiagnozowanym nowotworze. Dokładnie to samo groziło wokaliście Bee Gees.
Nigdy nie otrząsnąłem się po śmierci brata. Teraz sam walczę o życie - dodał.
Trzymamy kciuki!