To nie koniec jej dramatów. A może nawet nie początek. W miniony poniedziałek Weronika Książkiewicz zjawiła się w poznańskim szpitalu Certus wprawdzie o własnych siłach, ale w bardzo niepokojacym stanie.
Przyjechała do szpitala na własne życzenie, nie przywiozła jej karetka - relacjonuje w rozmowie z Super Expressem jeden ze świadków zdarzenia. Była bardzo roztrzęsiona. Trafiła do prywatnej sali dla VIP-ów, a informacje o jej stanie zdrowia są tajne.
Jak się okazało, wizyta Weroniki w szpitralu zbiegła się w czasie ze spotkaniem z jej byłym kochankiem Krzysztofem Latkiem, który co jakis czas nachodzi ją, oskarżając o to, że ogranicza mu kontakt z synem. Tak było i tym razem.
Byłem w Poznaniu, przyjechałem do Borysa. Weronika czuła się dobrze. To wszystko jest straszne, problemy z widywaniem syna wciąż trwają - poskarżył się z tej okazji tabloidowi. Mogę go widywać 8 godzin w miesiącu, cztery razy po 2 godziny.
W środę czyli 2 dni po zasłabnięciu aktorki w sądzie odbyła się kolejna rozprawa o opiekę nad Borysem. Obie strony stawiły się, jednak nie osiągnięto porozumienia.
Cóż, to kolejna przestroga i dowód na to, że warto się zastanowić, czy na pewno chcemy mieć do końca życia kontakt (i problemy) z osobą, z którą uprawiamy seks bez zabezpieczeń. Tak na wszelki wypadek. Inaczej może nie warto?