Wiadomo było, że spadnie to na niego. Zwłaszcza, że jak donosi jeden z tabloidów, producent filmu o Lechu Wałęsie, przeczuwając co się święci, wyjechał do Indii, żeby pomedytować. Robert Kozyra, który kilka tygodni temu chwalił się, że wynegocjował z Moniką Bellucci kontrakt wart 150 tysięcy euro, podobnie jak reszta Polaków, dowiedział się wczoraj podczas konferencji prasowej, że producentów nie stać jednak na zaangażowanie zagranicznej gwiazdy.
Bellucci miała zagrać włoską dziennikarkę Orianę Fallacci. Ze względu na szacunek wobec reżysera oraz bohatera filmu, zgodziła się na gażę znacznie niższą niż jej zwykłe stawki. Jednak to i tak okazało się zbyt wiele. Zobacz: Bellucci nie zagra u Wajdy!
Mamy polski budżet i nie będziemy udawać, że jest inaczej - tłumaczył na wczorajszej konferencji reżyser filmu Andrzej Wajda.
Robert Kozyra spełnił wprawdzie swoje zadanie, ale od razu po rozmowie z włoską aktorką postanowił wyżalić się Faktowi. I przy okazji pochwalić tym, jak ważną rolę odegrał. Twierdzi, że został przez producentów wprowadzony w błąd, co fatalnie wpłynęło na jego reputację.
To była najbardziej niekomfortowa rozmowa w moim życiu zawodowym - podkreśla były szef Radia Zet. Musiałem poinformować panią Bellucci, że nie dojdzie do podpisania właśnie wynegocjowanego kontraktu. Reakcją był szok i niedowierzanie, bo jeszcze dzień wcześniej poprosiłem ją o nagranie listu video na konferencję prasową rozpoczynającą zdjęcia do filmu. Moje kontakty biznesowe oparte na wieloletnim zaufaniu są dla mnie zbyt ważne i cenne, by zakłóciły je niezrozumiałe dla mnie decyzje, dlatego zakończyłem współpracę z produkcją filmu.
Oburzenie Kozyry jest z pewnością szczere. To jednak doskonała okazja, by zabłysnąć w tabloidzie jako pokrzywdzony i w dodatku osoba wpływowa. Taka gratka często się nie trafia.