W najnowszym wywiadzie Ewa Farna opowiada o sobie tradycyjnie w samych superlatywach. Do tego stopnia, że gdyby traktować to poważnie, należałoby chyba przyklęknąć. Zapewnia, że pomimo wielkiego sukcesu, nadal jest bardzo przyziemną nastolatką, a woda sodowa nie uderzyła jej do głowy. Twierdzi nawet, że nie wie, ile zarobiła w swojej 5-letniej karierze.
Byłam wychowana w pokorze, bez rozrzutności – mówi w Vivie. Jak są pieniądze, nie idę od razu do Diora, żeby kupić sobie rzeczy z najnowszej kolekcji. Nawet nie mam dostępu do swojego konta. Nie wiem, ile zarabiam. Naprawdę! Nadal dostaję kieszonkowe od rodziców. Mam też własną kartę kredytową, którą płacę, na przykład za telefon, bo strasznie dużo wydzwaniam.
Zapytana o to, gdzie widzi się za kilka lat w swoim życiu, zapewnia, że jej hierarchia wartości nie została wywrócona do góry nogami przez show biznes.
Najpierw muszę zrobić maturę i spróbować dostać się na studia prawnicze. Potem chciałabym założyć własną rodzinę. Moja hierarchia wartości jest taka, że przede wszystkim liczy się rodzina, przyjaźń, później wykształcenie, dopiero potem muzyka. Nie będę kłamać, że jest dla mnie wszystkim i bez niej nie mogę żyć.
- Podobno masz nowego chłopaka? – dopytuje się dziennikarka.
- Nowego? Od pół roku go mam, chociaż to nie jest tak długo. Moi rodzice są ze sobą już ponad 20 lat, wciąż szczęśliwi. A Tomek Klus jest znanym czeskim muzykiem. Mieszka w Pradze, gdzie studiował w szkole aktorskiej. Mam nadzieję, że spędzę z nim resztę życia, bo jestem w tych sprawach długodystansowcem. Trzymam go i nie puszczam.
Co o nim myślicie? Jest przystojny?