Sprawa zwolnienia Grażyny Szapołowskiej z Teatru Narodowego w końcu trafiła do sądu. Aktorka pozwała dyrektora placówki, Jana Englerta, po tym, jak dyscyplinarnie zwolnił ją za to, że nie stawiła się na spektaklu. Zamiast tego wystąpiła w Bitwie na głosy w Dwójce. Sprawa wywołała kontrowersje również dlatego, że Englert wcześniej nie był równie surowy wobec swojej żony. Wręcz przeciwnie - odwiedził ją na planie show Gwiazdy tańczą na lodzie. Szapołowska żąda 3-miesięcznej pensji i przywrócenia do pracy.
Wielokrotnie rozmawiałam z dyrektorem Englertem o kolizji terminów i prosiłam go, żeby mi pomógł w załatwieniu tej sprawy – tłumaczyła wczoraj przed sądem aktorka. Można było zmienić godzinę albo datę spektaklu, czy też ustanowić zastępstwo, były wcześniej takie przypadki..
Najbardziej razi przypadek odwołania spektaklu, w którym występowała żona dyrektora, Beata Ścibakówna (kolidował ze wspomianym występem "na lodzie"). Odwołano również przedstawienie, w którym występowała Dominika Kluźniak, by mogła pójść na premierę swojego filmu.
Zastępstwo to rzecz wyjątkowa, teatr decyduje się na to tylko w wypadkach losowych – odbijał piłeczkę Englert. Zasadą jest, że na dwa miesiące przed spektaklem nie dokonuje się już żadnych zmian i nie ma od tego wyjątków, nie licząc spraw losowych. Dlatego byłem zdumiony, widząc panią Szapołowską w jury tego programu. Dobrze wiedziała, że inny wybór będzie oznaczał dyscyplinarne konsekwencje.
Englert tłumaczył również, że nie otrzymał od Szapołowskiej pisemnej prośby o zgodę na udział w Bitwie na głosy, a twórcy show wystąpili o nią za późno. Jeszcze przed emisją odcinka wysłał do aktorki SMS-a o treści: Bądź rozsądna. W odpowiedzi otrzymał: Nie licz na mnie, kolego. Ujawnił również, że inni aktorzy występujący w przedstawieniu żądali odwołania następnych spektakli, gdyż nie chcieli występować na jednej scenie z Szapołowską.
Sprawę odroczono do 18 stycznia. Wtedy zostaną przesłuchani świadkowie.
Trzymacie czyjąś stronę?