Stanięcie w obronie Nergala w programie TVN24 w połowie września źle się skończyło dla Ks. Adama Bonieckiego. W mediach trwała wtedy burza wokół udziału Darskiego w programie Dwójki The Voice of Poland. Były redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego był chyba jedyną osobą związaną z Kościołem, która nie potępiła szefów TVP za wybór takiego jurora. Zobacz: Ksiądz BRONI Nergala! "To gra polityczna!"
Ks. Boniecki przypłacił to zakazem wypowiedzi w mediach. Nadal jednak jeździ po Polsce i spotyka się ze studentami. Na ostatnim spotkaniu w Katedrze Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego stał przy swoim i twierdził, że próba wyrzucenia Nergala z programu była jednym z elementów walki o stołki w Telewizji Publicznej:
Sławetny koncert Nergala Darskiego, na którym darł Biblię, rzucał i mówił za przeproszeniem: jedzcie to gówno, był w 2007 roku. Prawdopodobnie nikt z państwa wtedy o tym nie słyszał. W 2009 roku Darski został laureatem nagrody kulturalnej miasta Gadańska. A w 2010 roku otrzymał prestiżową nagrodę Fryderyk. Uroczystość ogłoszenia laureatów odbyła się w Bazylice Przenajświętszego Serca Pana Jezusa w Warszawie. I nikt szat nie rozdarł. Żadnego skandalu nie było. A było to, bądź co bądź, trzy lata po tamtym fakcie – przypomniał Boniecki.
Cztery lata później, kiedy się znalazł w gronie programu "The Voice of Poland", wybuchła straszliwa awantura nakręcona przez media. Parlament uchwalił jakąś przedziwną deklarację, o tym, że telewizja depcze przenajświętsze wartości narodowe Polski. W nikim nie wzbudziło podejrzeń: skąd nagle taka wrażliwość na świętość Biblii, na jej darcie po latach. Oczywiście to wszystko wypromowało Nergala. Dziś każde dziecko wie, kim jest. Przypisano mu jakieś straszliwe diabelskie cechy. Że jest szatanem. Na mnie robi wrażenie diabła z jasełek.
Boniecki nadal uważa, że głównym motywem, którymi kierowali się politycy nie była ochrona Pisma Świętego, a próba zdyskredytowania Juliuasz Brauna, obecnego prezesa TVP.
I teraz pytanie, które gdzieś postawiłem - niestety spotkało się z bardzo nerwową reakcją, jedną właściwie. Czy na pewno chodziło o świętą Biblię, której nie powinno się drzeć? A może chodziło o to, żeby wyrzucić z Telewizji prezesa Juliusza Brauna, który był o tyle niewinny, że zastał milionowe kontrakty na reklamy związane z tym programem? Miał wyrzucić te parę milionów w imię tego, że jest satanistą, który się przyzwoicie zachowuje w programie? Zaangażował się Kościół. Próbowałem powiedzieć: nie róbmy z tego świętej wojny. Skończyło się to dla mnie tak jak się skończyło.
Myślicie, że Boniecki zostanie znowu ukarany przez kościół za posiadanie własnego zdania?