Nagła śmierć Violetty Villas jest od wtorku przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. Wiadomo już, że w sprawie będzie zeznawał odtrącony przez piosenkarkę syn, Krzysztof Gospodarek. Zobacz: Opiekunka Villas: "DOBRZE SIĘ CZUŁA!"
Jak informuje Gazeta Wrocławska, pierwsza hipoteza wysnuta przez funkcjonariuszy zakłada, że Villas zmarła z powodu złamanej na kilka dni przed śmiercią nogi, która nie była prawidłowo leczona. Takie wnioski płyną z sekcji zwłok wykonanej wczoraj w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Jej wyniki mają trafić dzisiaj do Prokuratury Rejonowej w Kłodzku.
Ważną informacją jest to, że do śmierci piosenkarki nie przyczyniły się bezpośrednio osoby trzecie, wyeliminowano zatem możliwość zabójstwa. Zdaniem lekarzy przeprowadzających autopsję, Villas miała być osłabiona, od kilkunastu dni leżała w łóżku.
Jak to się stało, że wszyscy patrzyli przez tyle lat na to, co się tam dzieje i nikt nie potrafił jej w żaden sposób pomóc? Szczególnie ludzie, którzy starali się wypłynąć na przyjaźni z nią (nie wymienimy już z nazwiska, pewnie pamiętacie). Czy ktoś wątpił w to, jak to się musi skończyć?