Małgorzata Potocka rzadko ma ostatnio okazję gościć na łamach tabloidów. Być może dlatego tak chętnie powitała telefon z redakcji Super Expressu w 10. rocznicę śmierci jej byłego męża, Grzegorza Ciechowskiego.
Do dziś żałuję, że nie wybaczyłam mu wtedy tej zdrady - wyznaje świątecznie. Chciał zostać. Prosił on, prosiła jego mama, nie zgodziłam się. W nocy kazałam mu wyjść z domu. Dziś zrobiłabym inaczej. Banalna historia z harlequina - romans muzyka z gosposią, ale moja reakcja to eksplozja bomby atomowej. Byliśmy, a przede wszystkim ja byłam w tym bardzo zacietrzewiona, urażona.
Byłam osobą, która przegrała, która musi wziąć na siebie ciężar codziennego życia, zająć się domem. Długo nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, nie widywaliśmy się, choć wszyscy dookoła namawiali nas, żebyśmy zostali razem, żebyśmy się pogodzili. Nie potrafiłam. Gdybym miała obok siebie przyjaciółkę, którą mam dzisiaj, to wszystko byłoby uratowane. Przede wszystkim los Weroniki. Nowa żona Grzegorza zabrała jej wszystko.
Ciekawe, co powie na te świąteczne pozdrowienia zainteresowana. Potocka wspomina jeszcze, że na dzień przed śmiercią muzyka odbyła z nim ważną rozmowę:
Powiedziałam mu wtedy, że rozstaliśmy się, ale nadal jesteśmy rodziną, że to co się stało, jest nieważne, bo go bardzo kocham i Weronika, nasza córka musi to wiedzieć. On też powiedział, że mnie kocha, że jak wyjdzie ze szpitala, to wszystko sobie wyjaśnimy, że koniec głupich napięć. Wybaczyłam Grzegorzowi zdradę i to wszystko, co się złego działo między nami. Dziś dziesięć lat od jego śmierci jeszcze bardziej nam go brakuje. Wiem, że inaczej bym nie postąpiła.