Informacja o ciężkiej chorobie George'a Michaela zelektryzowała cały świat. Piosenkarz, który był w trasie koncertowej, trafił nagle do szpitala w Austrii. Według oficjalnych informacji miał ciężkie zapalenie płuc. Mówiło się, że brak odporności jego organizmu może być spowodowany AIDS. Piosenkarz wyszedł ze szpitala po miesiącu i w dzień przed Wigilią pod swoim domem w Londynie zorganizował konferencję prasową.
W rozmowie z zebranymi dziennikarzami powiedział, że był w wyjątkowo złym stanie. Lekarze musieli przeprowadzić zabieg tracheotomii, by mógł w ogóle oddychać.
Byłem na granicy śmierci. Jestem szczęściarzem, że żyję. To był najgorszy miesiąc mojego życia – powiedział. Lekarze wycięli mi dziurę w gardle, żebym mógł oddychać. Nie powinienem dużo mówić, że chciałbym życzyć wszystkim wszystkiego najlepszego. Czuję się świetnie. Jestem bardzo słaby. Zachorowałem na jeden z typów zapalenia płuc. Przez trzy tygodnie próbowano utrzymać mnie przy życiu. Jestem szczęściarzem, że zachorowałem właśnie tam. Szpital, do którego trafiłem, jest najlepszą placówką na świecie w leczeniu takich rzeczy. Muszę więc wierzyć, że istnieje ktoś, kto uważa, że mam coś jeszcze do zrobienia na tym świecie.
Podczas konferencji prasowej piosenkarz miał szyję przesłoniętą szalikiem. Zapowiedział, że wszystkie 17 koncertów, które został zmuszony odwołać, zagra w przyszłym roku.