Sinead O'Connor swoją karierę zbudowała w dużej mierze na skandalu. Golenie głowy, darcie zdjęć papieża na koncertach - z takich "happeningów" znana była w latach 90-tych. Ostatnio powróciła w dość zabawnych okolicznościach: na 45. urodziny postanowiła zafundować sobie .. ślub. Niecały miesiąc temu w Little Chapel White Wedding w Las Vegas powiedziała "tak" poznanemu przez ogłoszenie terapeucie, niejakiemu Barry'emu Herridge'owi.
"Młodzi" przed ślubem znali się aż dwa miesiące. Nie powinno więc dziwić, że niecały miesiąc po ceremonii O'Connor ogłosiła... rozwód. Jak sama twierdzi w oświadczeniu zamieszczonym na swojej stronie internetowej, "osoby z otoczenia mojego męża od samego początku były jej przeciwne", chociaż w ogóle jej nie znały. Dość pokrętnie tłumaczy, że w związku z tym ich związek nie mógł się rozwinąć, a Herridge był pod ogromną presją rodziny i bliskich.
Bycie ze mną nie mu nie służyło. Widziałam, jak uchodzi z niego życie, głównie przez to, jak ludzie z jego otoczenia reagowali na mnie - opisuje piosenkarka. Jeżeli kogoś kochasz, powinieneś puścić go wolno. Kocham mojego męża, jest cudownym człowiekiem. Przepraszam, ale nie jestem zwykłą osobą, nie mam normalnego życia... Wiem, że pośpieszyliśmy się ze ślubem, ale wynikało to z czysto altruistycznych pobudek. Nie przewidzieliśmy jednak konsekwencji, które musieliśmy ponieść. Mój mąż jest ze mną bardzo nieszczęśliwy, muszę więc zakończyć to małżeństwo.
Tym samym Sinead pobiła "rekord" Kim Kardashian, która rozwiodła się po 73 dniach. O'Connor powiesiła poprzeczkę bardzo wysoko: 18-dniowe małżeństwo to naprawdę duże "osiągnięcie"... Dodajmy, że było to już jej czwarte z kolei.