Syn zmarłej we wciąż niewyjaśnionych okolicznościach Violetty Villas, Krzysztof Gospodarek i jego żona mimo że zostali wydziedziczeni przez gwiazdę, nie zamierzają dopuścić do tego, by majątek po zmarłej przejęła jej opiekunka, którą otwarcie obwiniają o jej śmierć.
Gdy mąż wszedł do domu już po śmierci Violetty zobaczył w jak opłakanym stanie była. Miała siniaka na nodze, druga noga leżała bezwładnie, widać było że jest złamana - wspominała w Pytaniu na śniadanie Małgorzata Gospodarek. Violetta była osaczona i zmanipulowana. Miała tak poważne dolegliwości psychiczne, że nie potrafiła ocenić, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Majątek po niej to zgliszcza.
Dla "opiekunki" gwiazdy, Elżbiety Budzynskiej, nie ulega jednak wątpliwości, że te zgliszcza powinny przypaść jej.
Syn nigdy nie próbował nawiązać żadnego kontaktu z matką, nie wysyłał kartek ani na urodziny, ani na święta i nieprawdą jest ze blokowałam mu dostęp do matki. Pani Violetta ostatnio koncertowała w Kielcach, w zeszłym roku w Zabrzu i jeśli tak bardzo chciał spotkać się z matką, to mógł normalnie przyjść na koncert - oskarża w rozmowie z Faktem. Pierwszy testament był napisany w grudniu 2007, a Pani Violetta opuściła szpital w styczniu 2007, więc jest nieprawdą, jak twierdzi rodzina, że napisała go po wyjściu ze szpitala pod wpływem leków. Testament ten był ogólnie znany, pisały o nim media, mówiła telewizja, niemożliwe jest, że rodzina o nim nie wiedziała.
Budzyńska przestawia się w roli ofiary i przyznaje, że Villas wydziedziczyła rodzinę, żeby jej samej było lepiej:
Pani Violetta czekała 9 miesięcy na jakikolwiek odzew ze strony syna i rodziny. Niestety nie doczekała się więc we wrześniu 2008 postanowiła zrobić drugi testament, w którym wydziedziczyła wszystkich. Zrobiła to przez wzgląd na mnie, ponieważ bała się, że po jej śmierci będę miała duże problemy z jej rodziną i jak widać nie pomyliła się.