Zamieszanie wokół niewyjaśnionej śmierci Violetty Villas oraz walki o pozostawiony przez nią majątek, zaczyna sięgać absurdu. W sprawę zaangażowały się już tabloidowe wróżki. Spadek po zmarłej raz określany jest jako ruina i wyceniany jest na 600 tysięcy złotych, innym razem uchodzi za miejsce, w którym poukrywane są atrakcyjne kosztowności. Mieszkańcy Lewina są o tym przekonani. Super Express cytuje jedną z miejscowych legend:
Tam coś jeszcze musi być. Że my nic nie mamy... to rozumiemy. Ale ona? - mówi jedna z sąsiadek. Może być tam coś zakopane i Budzyńska o tym wie. I dlatego tak walczy, by tam, w tym domu zostać.
Rzeczywiście, Villas panicznie bała się złodziei, odkąd w latach 80-tych włamywacze doszczędnie ogołocili jej willę w podwarszawskiej Magdalence. Straciła wówczas wszystko, co przywiozla ze Stanów. Co w takim razie mogło jej pozostać do zakopania?
O komentarz została poproszona przez tabloid... wróżka. Wróżka Super Expressu twierdzi, że udało jej się nawiązać kontakt ze zmarłą:
Wszystkim wydaje się, że nie ma już po niej wielkiego majątku, że wszystko zostało wyczyszczone, ale coś jeszcze jest... Powiem... Jest coś zakopane. Pani Violetta powiedziała mi jeszcze, że Budzyńska nie opiekowała się nią dobrze. Violetta chce, żeby to miejsce doprowadzić do porządku. Chce, żeby majątek przeszedł na syna. I tak się stanie.
Oby chociaż raz wróżka miała rację.