Na początku listopada w mediach pojawiła się informacja, że Jerzy Stuhr trafił do szpitala. Okazało się, że aktor ma raka krtani i przełyku. Od swoich fanów nieustannie otrzymuje wyrazy wsparcia i otuchy. W nowym wywiadzie w Vivie zapewnia, że się nie podda w walce z nowotworem.
W 1998 roku byłem młodym człowiekiem, a prawie umierałem. Żonie mówili: "To może się stać jutro, a może dziś". Więc nie jestem dobrym rozmówcą w tej kwestii – mówi. Jestem uzbrojony, przygotowany w każdej chwili na to, co los może zarządzić. Ja się nie zdenerwuję. Każdą wiadomość na temat mojego organizmu przyjmę z pokorą i zacznę kolejny etap walki. Najgorszy jest dla mnie stan niepewności, najbardziej przeszkadza brak szybkiej diagnozy.
Artysta mówi też ponownie o podarkach i listach, które otrzymuje od fanów:
Mam wolę walki: straszliwą, genetyczną, przebojową. Z zewnątrz jest wielka sieć poparcia. A to przedziwny kwiatuszek mi wyśle dziewczyna, inna paciorek, który przynosi energię, zakonnica się modli za mnie 24 godziny, wszystko to dociera do mnie. I jak czasem miałem w życiu chwile zwątpienia co do zawodu, to te paciorki, listy, modlitwy... myślę: kurczę, warto było.
Ani przez sekundę się nie poddałem. Nie potraktowałem mojego stanu jako niewyleczalnego. Odróżniam powagę sytuacji od potwornej siły życia, nadziei i siły woli, których nie pozwolę sobie odebrać. Choćbyście nie wiem, co do mnie mówili. Bo wiem, że to mi daje siłę.
Trzymamy kciuki. Miejmy nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.