Doda podtrzymuje podjętą jakiś czas temu decyzję wyjechania z "kraju buraków". W najnowszym numerze Newsweeka po raz kolejny narzeka na Polskę, a także na katolicką mentalność, twierdząc, że jej "proces przypominał mszę". Wyrok skazujący w sprawie komentarza o "naprutych apostołach" przeważył szalę i Dorota znowu ogłasza, że opuszcza nasz kraj. Rozczarowana ojczyzną Rabczewska czuje, że nie pasuje do Polski i "boi się, że tu zgnuśnieje".
Chciałabym wymieniać energię, a nie tylko dawać - narzeka. W Polsce nikt cię nigdy nie doceni! Tutaj nie będziesz mógł się rozwijać, zawsze będą ciągnąć cię do szeregu i porównywać do innych. Tutaj nigdy nie będziesz miał żadnego wsparcia i nigdy nie będziesz mógł czuć się sobą.
Mocne słowa, w części zapewne prawdziwe, ale czy dotyczą każdego? Czy naprawdę nie ma w Polsce ludzi docenianych, cieszących się wsparciem fanów czy otoczenia? Żadnych? Wydaje się, że Doda przekłada trochę swoje problemy z wizerunkiem na wszystkich. Ciekawym paradoksem, który dobrze przy tej okazji widać, jest to, że narzekanie na Polskę i "polskość" w kręgach co bardziej "światowych" rodaków jest właśnie do bólu polskie, w taki sposób, w jaki oni tego nie cierpią. Narzekając wiecznie na to, co widzą dookoła, stają się więc po części tymi, którzy ich tak drażnią. Zerwanie ze złą "polskością" najlepiej zacząć więc chyba właśnie od skończenia z narzekaniem, również na nią.
Doda jest jednak na tyle rozgoryczona, że radzi wszystkim, by uciekali stąd jak najszybciej, póki nie jest za późno:
Wszystkim młodym ludziom, którzy mają talent i urodzili się w Polsce, a chcą robić karierę w show-biznesie, radzę, żeby kupowali pierwszy lepszy bilet i uciekali z tego kraju - apeluje. Decyzję o wyjeździe podjęłam i tak o 10 lat za późno.
Po raz pierwszy decyzję o opuszczeniu kraju Doda ogłosiła w październiku zeszłego roku. Od tamtego czasu stale powtarza swoje deklaracje.