W środę poinformowaliśmy Was, że Demi Moore trafiła do szpitala. Karetka została wezwana do domu aktorki i po krótkiej wizycie pracownicy pogotowia uznali, że stan gwiazdy jest niepokojący, więc postanowili zabrać ją do szpitala. Początkowo w mediach pojawiły się doniesienia, że Demi przedawkowała leki lub była pod wpływem narkotyków.
Dziś aktorka opuściła California's Sherman Oaks Hospital w towarzystwie córki i natychmiast udała się do swojego domu pod Los Angeles. Okazało się, że Demi wcale nie ma problemów z uzależnieniem. Już bliższa prawdzie była wersja jej rzecznika prasowego, który utrzymywał, że gwiazda "zemdlała z powodu zmęczenia". Okazało się, że aktorka cierpi na anoreksję!
Z gazetą US Weekly skontaktowała się osoba pracująca w szpitalu, w którym przebywała Moore. Informator twierdzi, że karetka przywiozła skrajnie wycieńczoną Demi, która od kilku dni nic nie jadła. Na zupełnie pusty żołądek wzięła kilka tabletek nasennych, co skończyło się zatruciem.
Demi bierze Adderall, środek nasenny, który ma jej pomóc poradzić sobie z odejściem Ashtona – powiedziała osoba, która opiekowała się aktorką w szpitalu. Jej stan i badania wykazały, że głodzi się już od bardzo dawna. To musiało zacząć się co najmniej w zeszłym roku. Lekarze byli zszokowani i próbowali przemówić jej do rozsądku. Pigułki i głodówki zupełnie ją zniszczyły. Nie ma wątpliwości, że to anoreksja.
Podczas gdy wycieńczona Demi trafiła na oddział pogotowia, jej były mąż imprezował w klubie w Brazylii. Córka gwiazdy, Rumer Willis, powiedziała mediom, że "Ashton nawet nie zadzwonił"…