Maria Czubaszek, satyryczka i komentatorka TVN24, przyznała w reportażu Uwagi, że nie znosi dzieci, za czasów PRL dwa razy usunęła ciążę, a gdyby nie umożliwiono jej wykonania aborcji w 7. czy 8. miesiącu, byłaby gotowa popełnić samobójstwo, byle tylko pozbyć się płodu. Wywołało to ogromne emocje i zażartą dyskusję. Pod artykułem zostawiliście już ponad... 14 tysięcy komentarzy. Zobacz: "Dwa razy usunęłam ciążę! BOŻE, JAK TO CUDOWNIE"
Wczoraj Czubaszek pojawiła się w radiu TOK FM, żeby kontynuować temat.
Już jako dziecko nie lubiłam innych dzieci. Zawsze ciągnęło mnie do starszych - wyznała na antenie i opowiedziała o aborcji: Nie chwalę się tym. Ale też nie uważam, żeby to było coś tak strasznego, do czego nie można się przyznać. Choć wiem, że komentarze będą okropne. Każda moja wypowiedź na ten temat budzi ogromne emocje. Do tego stopnia, że nazywają mnie "zimną suką". Ale - szczerze mówiąc - wolę być "zimną suką" niż "matką Polką".
Czubaszek wspomina, że za jej młodości usunięcie ciąży nie było tak społecznie napiętnowane jak obecnie. Twierdzi również, że macierzyństwo jest ogromną odpowiedzialnością i że "nie sztuka urodzić dziecko".
Usunęłam dwie ciąże za czasów komuny. O aborcji się wtedy nie mówiło. Kobieta chciała usunąć, to szła i usuwała. Nie było to zbrodnią. Ani lekarz nie popełniał przestępstwa ani ja. Jedne kobiety przeżywały traumę, inne nie. Ja nie przeżywałam. Aborcja była dla mnie oczywistym rozwiązaniem. Tak jak dla ludzi, którzy chcą mieć dzieci oczywiste jest, że się o nie starają. Nie żałuję. Nawet teraz, jak jestem stara i mam zły dzień, nic się nie układa, to z mężem siadamy i mówimy: matko, ale przynajmniej nie mamy dzieci, ani wnusiów. Nie biegają po domu, nie muszę robić "ciu, ciu, ciu", nie muszę się martwić, czy ćpa, pali, pije czy panienka nie wróci z brzuchem do domu. Mam wystarczającą ilość swoich problemów i nie muszę się martwić o kogoś.
Rzeczywiście, wydaje się, że z takim podejściem nie było innego wyjścia.