Przy okazji smutnej i nadal niewyjaśnionej sprawy zaginięcia półrocznej Magdy z Sosnowca o swoim istnieniu postanowił przypomnieć "pierwszy detektyw RP", Krzysztof Rutkowski. W czwartek późnym wieczorem poinformował, że "przesłuchał" matkę dziecka, "przekazał ją" policji oraz że "jego ludzie" znaleźli ciało dziecka. Pomimo przeszukiwania wskazanego przez Rutkowskiego terenu, zwłok dziewczynki jak na razie nie odnaleziono, a sytuacja staje się coraz bardziej zawiła i podejrzana.
Tymczasem okazało się, że wypromowany przez TVN i kreujący się na szeryfa w skórzanej kurtce i ciemnych okularach Rutkowski... nie ma licencji detektywa. Jak mówiła wczoraj w Faktach po faktach Katarzyna Kolenda-Zaleska, redakcja otrzymała potwierdzenie z Ministerstwa Sprawiedliwości - Rutkowski nie jest żadnym detektywem, ale prywatnym przedsiębiorcą bez uprawnień. Oznacza to m.in., że nie miał prawa przesłuchiwać matki małej Magdy.
Ten pan nie jest detektywem. To jest oszust - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą Michał Rapacki, były oficer CBŚ. Człowiek, który wykonuje czynności detektywistyczne i chełpi się nimi przed kamerami, bez wymaganej licencji, popełnia czyn karalny. Gdyby choć media nie nazywały go detektywem! On nie ma prawa używać tego tytułu. Biuro pana Krzysztofa Rutkowskiego taką licencję posiada, natomiast on nie. A nawet jeśli posiada ją biuro, to czynności detektywistyczne może wykonywać wyłącznie ten człowiek, który posiada licencję.
Przypomnijmy, że Rutkowski, były milicjant, stał się sławny za sprawą akcji założonego w 1990 roku biura detektywistycznego, na które zabierał ekipy lokalnych telewizji. W 2001 roku zdobył mandat poselski z ramienia Samoobrony. Najbardziej wypromował się w serialu TVN Detektyw. Dobre czasy skończyły się w 2006 roku, kiedy prokuratura zarzuciła mu m.in. przekroczenie uprawnień i bezprawne pozbawienie wolności dwóch osób. Latem tego samego roku zatrzymała go ABW, w związku ze śledztwem dotyczącym śląskiej mafii paliwowej.
Z aresztu wychodzi w maju 2007 roku, ale sprawy sądowe z jego udziałem trwają do dziś i z tego powodu nie może otrzymać licencji detektywa. Jak widać, nie przeszkadza mu to w dalszej medialnej działalności – w tym czasie zaangażował się w sprawę zaginionej Ilony Wieczorek oraz "odbił" w Norwegii zabraną przez tamtejszą opiekę społeczną córkę polskich imigrantów.
Spotkałem się z nim osobiście 3 razy. Na początku zrobił dobre wrażenie, bo nie analizowałem jego metod. Ma power, entuzjazm, sprawność zarządzania ludźmi. Organizacja, którą stworzył, działa - mówi Witold Gałązka, dziennikarz GW, pracujący nad sprawą małej Magdy. Nie zamierzam mu wystawiać laurki. Jego lansowanie mi się nie podoba. Bywa śmieszny z tą swoją stylistyką byłego milicjanta. To widać i to wychodzi.