Mimo ukończenia kosztownych kursów aktorstwa u amerykańkiego nauczyciela, Bernarda Hillera, Edycie Herbuś nie udało się przekonać reżyserów, że ma do zaoferowania coś więcej niż "aktorstwo instynktowne". Tancerkę ławiej obecnie zobaczyć w reklamie niż w serialu, o filmach nie wspominając. Niewielka rola w Klanie, który zresztą chyli się ku upadkowi, nie zaspokoiła chyba jej aktorskich ambicji. Na szczęście Herbuś może liczyć na swojego chłopaka, dyrektora Teatru Wielkiego, a zarazem reżysera.
Jak donosi Fakt, Mariusz Treliński pracuje właśnie nad inscenizacją opery Latający Holender. W obsadzie znajdzie się oczywiście miejsce dla jego dziewczyny. Na szczęście nie będzie śpiewać ani grać, tylko robic to, co wychodzi jej najlepiej, czyli tańczyć.
Dobre kontakty z reżyserem nigdy nie zaszkodzą przy staraniu się o rolę. Jeżeli kariery Edyty Herbuś czy Nataszy Urbańskiej czegoś nauczą młode tancerki i artystki, to z pewnością tego.