W sobotnim wydaniu Faktów po Faktach Katarzyna Kolenda-Zaleska przeprowadziła wywiad z Krzysztofem Rutkowskim. Wydawała się mocno poruszona informacją, że zamiast policji, nagranie z rozmowy z Katarzyną W., w którym ta przyznaje się do nieumyślnego spowodowania śmierci małej Magdy i ukrycia jej zwłok przekazał mediom.
Wywiad wzburzył wielu internautów, którzy zarzucili dziennikarce atakowanie rozmówcy i brak profesjonalizmu. Kolenda-Zaleska już na początku rozmowy wyśmiała Rutkowskiego za noszenie przyciemnionych okularów. To był jednak dopiero początek. Później stwierdziła, że ma "dziwne pojęcie człowieczeństwa" i że "najbardziej obrzydliwe w jego zachowaniu jest to, że kreuje na bohatera" w całej tej sytuacji.
W poniedziałkowym Szkle kontaktowym niemal wszystkie telefony do prowadzących dotyczyły Kolendy-Zaleskiej. Internauci zakładają też strony na Facebooku, na których kpią z dziennikarki, a nawet domagają się jej zwolnienia. Skargi dotarły również do Rady Etyki Mediów.
Dostaliśmy kilkadziesiąt skarg w tej sprawie - mówi jej przewodniczący w rozmowie z Gazetą Wyborczą. Myślę, że w czasie tego programu Katarzyna Kolenda-Zaleska dała się nazbyt ponieść emocjom. Złożyło się na to wiele przyczyn. Zachowanie jednego z rozmówców utrudniało jej utrzymanie emocji na wodzy, ale to nie jest wytłumaczenie. Tego typu ostre i nieobiektywne wypowiedzi świadczą o tym, że nie wzięto pod uwagę, jak widz może odebrać taką rozmowę.
Naszym zdaniem nie ma co bronić Rutkowskiego, ale dziwna wydaje się inna sprawa - kontrowersyjne nagranie "detektywa" emitowała przecież właśnie stacja Kolendy-Zaleskiej. A co chyba ważniejsze - to właśnie TVN zrobił z Rutkowskiego gwiazdora w okularach przeciwsłonecznych, emitując przez lata jego kowbojskie popisy. Na fali tej popularności wszedł on do Sejmu i zdobył immunitet.
Oto jak o historii współpracy Krzysztofa "Miami Vice" z TVN-em pisze poniedziałkowy Wprost, ostatni redagowany przez Tomasza Lisa:
Rok 2000, rok przełomu, TVN kręci z nim paradokumentalny serial "Detektyw". W każdym odcinku rozkłada bandytów na łopatki. Przygody superdetektywa ogląda średnio 1,5 mln ludzi. Jego teksty ("3, 2, 1... Bomba! Gleba! Stój, bo cię odstrzelę!") stają się kultowe.
Przegina. Po serialu policja zaczyna sprawdzać, czy ludzie Rutkowskiego mogą posługiwać się bronią i metodami antyterrorystów. W serialu co chwila lecą pogróżki: "Chcesz żyć, śmieciu?", "Wiesz z kim tańczysz?".
- W "Detektywie" nic nie jest udawane. Pokazuje nam do bólu prawdziwy świat - zachwala producent.
Czy na pewno? A może był to po prostu nieetyczny reality show? Oto jak pracę z Rutkowskim wspomina we Wproście jego były współpracownik:
- TVN to był błąd. Wszystko było robione pod dyktando telewizji. W jednej ze spraw mieliśmy przywieźć z Anglii matkę z dzieckiem. Normalnie taka sprawa zajęłaby miesiąc. TVN miał jednak zaplanowaną emisję, więc Rutkowski dostał tydzień. Nie było czasu na przygotowanie odpowiednich dokumentów. Skończyło się na tym, że matka z dzieckiem trafiła do obozu dla uchodźców.
Jerzy Dziewulski: TVN go wypromował. W Polsce, jeśli aktor gra księdza, to ludzie na ulicy całują go w rękę. Dzięki temu można naciągać ludzi.
Czy Kolenda-Zaleska powinna oskarżać o nieetyczne działanie wyłącznie Rutkowskiego?