Nasz tekst o ACTA nie był łatwy do przyjęcia dla wielu osób. Zdajemy sobie z tego doskonale sprawę. Dziękujemy Wam za wielki odzew i wszystkie komentarze. Dziękujemy też tysiącom osób, które wrzucają go na swoje tablice na Facebooku, mimo że zwykle nie chcieliby się chwalić linkami z Pudelka. To wyjątkowa okazja. I chyba naprawdę udało nam się wspólnie wylać paru ważnym ludziom wiadro wody na głowę. Większość adresatów wciąż jednak nie dopuszcza do siebie wiadomości, że to właśnie ich czas mija, a autorytet zmienia się w temat do kpin. W błyskawicznym tempie. Trudno przyjąć prawdę, szczególnie taką, ze strony różowego serwisu plotkarskiego. Ale co to ma właściwie do rzeczy? Chodzi wyłącznie o miliony ludzi, które mogą to teraz przeczytać. Bo nie spisaliśmy tu jakichś swoich opinii. To, co napisaliśmy w tym tekście, to rzeczy, które wysyłacie do nas tysiącami na maila. Co nam zostało do wymyślenia? Naprawdę, trudno nie mieć pojęcia o świecie, kiedy sprawdza się skrzynkę donosy@pudelek.pl, uwierzcie. Nasz piątkowy tekst jest prawdziwy, wystarczy poczytać komentarze na Facebooku. Można nas jechać za wszystko, ale polecamy - przeczytajcie go i wytknijcie tam jedno kłamstwo. Jedną nieszczerość.
Na ten tekst postanowił odpowiedzieć dziennikarz Gazety Wyborczej, przedstawiciel elity, z którą z pewnością nie możemy się równać, ale do której również nie aspirujemy. I szczerze o tym mówimy. W swoim felietonie wyśmiewa go z góry do dołu. Z pozycji osoby mającej autorytet ocenia wszystko, co w nim napisaliśmy, jako śmieszne, naiwne i dziecinne. Oczywiście, ma do tego prawo. Szczególnie, że przedstawiliśmy w nim zdanie sporej części młodych Polaków na temat jego i jego kolegów.
Łatwo jest wyśmiać tekst Pudelka z łamów Wyborczej. Wystarczy przecież eksponować w tekście nazwę naszego serwisu :) I napisać, że pokazujemy obok cycki, spoconą celebrytkę, Dodę liżącą plastikowego penisa i cokolwiek innego. Wymyśl dowolną patologię i pewnie była u nas kiedyś na stronie. No i co w związku z tym? Porozmawiajmy o ACTA.
ACTA to nie tylko problem wolności Internetu. To "porozumienie" to efekt działania najpotężniejszych lobbystów świata, żeby wycisnąć ze zwykłych ludzi w biedniejszych krajach jak nasz wszystko, co się da. Żeby zablokować sprzedaż tanich leków, niemarkowych zamienników części samochodowych i tysięcy, tysięcy innych rzeczy. Chodzi o zmiażdżenie wolnej konkurencji. Nie ma słów, żeby przesadzić przewidując, jak rozwijający się kraj taki jak Polska może na tym ucierpieć. To grozi właściwie końcem naszych marzeń o dogonieniu zachodniej Europy. Dlaczego więc ktoś może mieć problem z tym, że Pudelek poprosił swoich czytelników o podpisanie się pod petycją o referendum w tej sprawie? Co jest złego w referendum?
Do rzeczy: Właściciele wielkich koncernów medialnych są za ACTA. ACTA jest dla nich po prostu korzystne, bo dzięki temu będą mogli skuteczniej ścigać wszelkie naruszenia i usuwać materiały z sieci. A to się, jak wiadomo, przydaje. Oni tu nie są z Wami. Ktoś napisze że to banał. Nie, to nie jest banał. To prawda i to ma wielkie znaczenie. Przeczytajcie to uważnie: Właściciele wielkich koncernów medialnych, konkretni ludzie, są za ACTA. Nie dlatego, że życzą Wam źle. Dlatego, że na tym zarobią. Czy może dlatego imponujące demonstracje uśmiechniętych młodych ludzi na ulicach polskich miast na mrozie, po których obejrzeniu mamy ciarki na plecach, nie były tak eksponowane w mediach jak zamieszki podczas Święta Niepodległości? Pomyślcie o tym.
Jakie są więc argumenty wyśmiewającego nas dziennikarza? Oczywiście, najłatwiejsze - "czym jest jakiś Pudelek, żeby o tym pisać"... Czyli dokładnie tak, jak napisaliśmy w tekście. Sprawdźcie ostatni akapit. I odpowiadamy _Gazecie Wyborczej: Niczym! Jesteśmy tylko portalem piszącym o dupie Dody. Przecież nie pracuje tu nawet żaden człowiek godny miana dziennikarza. Problem w tym, że napisaliśmy właśnie coś, czego Wy się nie odważyliście. O jedynej rzeczy, która naprawdę dotyczy dzisiaj wszystkich młodych ludzi. Problem może w tym, że wy już nie czujecie, o co tym młodym ludziom chodzi. Skąd właściwie ta pewność, że wyrażacie czyjś głos, że możecie spoglądać na miliony czytelników Pudelka z takim niesmakiem i że jesteście dla kogoś autorytetem? Myślicie, że mądrzy ludzie nie czytają plotek?
A zresztą o czym my w ogóle mówimy - Gazeta Wyborcza sama przecież próbowała kopiować Pudelka, gdy tylko zobaczyli, że czyta nas regularnie 4 miliony osób i że w biurach mówi się o tym, o czym piszemy. I zaśmiecają Internet tym samym co my, tyle że w jeszcze gorszym wydaniu, bo mało śmiesznym i często podlizując się gwiazdom. Faktem jest (i za to możecie nas jechać do woli), że w 2006, 2007 roku po nagłym sukcesie Pudelka, który stał się wkrótce po starcie jedną z najpopularniejszych stron w sieci, cały polski Internet, wszystkie Onety, Gazety, Wp, Interie zmieniły się na wyścigi w jeden wielki sensacyjny tabloid. Jeżeli pamiętacie polski Internet sprzed 2006 roku, wiecie doskonale, że to prawda. Atakować za to mogą nas tylko nasi czytelnicy albo dziennikarze pracujący w spółkach nie zarabiających na emitowaniu pudelkowych plotek.
O poziomie tekstu wspomnianego dziennikarza niech świadczy fakt, że nawet na stronie Gazety Wyborczej autor nie dostał pod nim ani jednego (!) pozytywnego komentarza. Najbardziej krytyczny dla nas to ten, w którym czytelnik ocenił, że Gazeta Wyborcza jest już gorsza nawet od Pudelka. Możecie sprawdzić sami: Gazeta Wyborcza: "Z Pudelkiem na barykady"
Dziennikarz zrozumiał z naszego tekstu tyle, że w swoim felietonie porównuje protestujących młodych ludzi do... komunistów i wielbicieli Lenina i przypisuje im hasło "grab, co zagrabione". Oto jak to ujął:
Grab zagrabione" - tak wzywał już w XIX w. komunista Joseph Pierre Proudhon. Hasło twórczo rozwinął towarzysz Lenin. Polski chłop też mawiał: "Ukraść z pańskiego to nie grzech", a Jakub Szela miał pewne sukcesy w redystrybucji własności prywatnej.
Wzruszyliście ramionami? My też. Czy przemyślenia tego człowieka mają cokolwiek wspólnego z Waszym życiem?
Dalej wyśmiewa wybrane cytaty z tekstu. Widać, że nie dostrzega, że my po prostu opisaliśmy w nim przemilczaną prawdę o życiu milionów młodych Polaków. Coś, o czym warszawscy dziennikarze już dawno nie myśleli. Zobaczcie, ile złej woli trzeba mieć, żeby zrecenzować tamten tekst w tonie takiego szyderstwa:
Stało się. Do buntu wezwał internetowy Pudelek. Manifest przeciwko ACTA jest dziełem wyjątkowym pod względem stylu i emocjonalnego napięcia. Powstał, bo - jak pisze autor - "komentarze w tzw. poważnych mediach są tak stronnicze, że postanowiliśmy napisać kilka słów". Pudelka do tej misji wezwali sami internauci, którzy chcieli, by "napisali coś ważnego zamiast opisywania d... Dody".
Wielkie przesłanie Pudelka zawiera wnioski niebanalne: starzy nie rozumieją młodych, a bogaci - biednych. Marcin Meller jest bogaty, Kazik to multimilioner "na pewno bogatszy od Wojewódzkiego, mógłby pewnie co dwa lata zmieniać ferrari". Jest mocna teza o sprawiedliwości społecznej: "Życie wygląda pięknie z modnej winiarni w Konstancinie albo znad sałatki za 45 zł na placu Trzech Krzyży. A jak wygląda z bloków w mniejszych polskich miastach? Czy nawet w Łodzi?". Autor wie, ile kosztuje sałatka na placu Trzech Krzyży, ale nie zdradza bliższych szczegółów z Łodzi.
Naprawdę chcesz je poznać? Wyjaśnijmy więc w skrócie, odwołując się do naszych doświadczeń. Możemy napisać też o innych, mniejszych miastach, jeżeli dziennikarz Wyborczej zechce poznać prawdę o kraju, który opisuje. Łódź to miasto w którym mieszka chyba najwięcej fajnych, ambitnych i ciekawych młodych ludzi bez żadnych szans na lepszą przyszłość. Wielu, tysięce z nich jest zmuszonych podejmować najgorsze prace za 1200 złotych miesięcznie, albo nawet mniej - na śmieciowych umowach. Nie za 1500. Nie za warszawskie 2500 na rękę. Za tysiąc z kawałkiem. Założymy się, że w komentarzach odezwą się też osoby, które muszą żyć za 900. Tak, tacy też są i żyją. To są kwoty, których przeciętny celebryta sobie nawet nie wyobraża.
Jak więc ta poważna gazeta wyobraża sobie wykształcenie pokolenia swoich przyszłych czytelników, "młodych, wykształconych z wielkich miast" (Łódź to wielkie miasto!), zapewnienie im dostępu do wiedzy, kultury, filmów, książek, czy nawet prasy, w tym tak ważnej dla nich Gazety Wyborczej, jeżeli muszą żyć za takie chore pensje i w dodatku z przyjętym "porozumieniem" ACTA? Oni muszą za te pieniądze mieszkać, jeść, ubrać się, pobawić, zapłacić za bilety autobusowe, zapłacić rachunki, a może czasem wyjść do kina, może pójść do kawiarni, żeby spotkać się ze znajomymi i poznać kogoś. Pożyć. Jak wygląda prawda? Siedzą w domach u rodziców przed komputerami, bo często tylko na to ich stać. Bo często nie mają nawet po co wychodzić na miasto z 20 złotymi w kieszeni.
Słowa i ton, jakie wyczytaliśmy w Wyborczej, są przykre. To naprawdę dziwne, że ktoś aż tak bardzo chciał to wyśmiać. Akurat to. A najbardziej przykry jest ten fragment, w którym dziennikarz kpi z biedniejszych:
Bogaci i już niemłodzi - podsumowuje nasz tekst - w odróżnieniu od młodych i niebogatych, nie pojmują, w jakim świecie żyją. W świecie młodych "80 proc. zarabia dokładnie tyle, żeby się w miarę ładnie ubrać, najeść, (być może) wynająć malutkie mieszkanie czy pokój i ewentualnie pójść dwa czy trzy razy w miesiącu na imprezę". Straszne! - kończy.
Opowiedz, co cię w tym tak bawi. Czy dla Gazety Wyborczej to jest śmieszne? Naprawdę?
Poniżej jeden z komentarzy zostawionych na naszym Facebooku pod linkiem do artykułu. On nam wystarcza za tysiąc słow. I za tysiąc takich dziennikarzy. On też jest śmieszny?