Czytam Wasze komentarze i znajduję w nich odbicie swoich uczuć. Choć przyznam, że niektórych komentarzy nie rozumiem... albo inaczej - nie mogę się do nich ustosunkować. Jedni piszą, że ta Adele jest wyjątkowo utalentowana i z nimi się zgadzam. Jeszcze inni piszą, że wyje i każda jej piosenka jest taka sama - z tymi ludźmi też się jak najbardziej zgadzam - ale co do pierwszej części. Adele wyje i rzeczywiście bolą uszy. Czy wszystkie piosenki są na jedno kopyto, tego nie wiem. Uszy tak mnie napierdzielają, że nie mogłem przesłuchać więcej niż jednej piosenki. Realizacja płyt jest w dzisiejszych czasach na poziomie dna. Byle głośniej! A że uszy bolą, to nikogo nie obchodzi? Niby tak ma być? Akurat słyszałem dzisiaj na ulicy gitarzystę - facet siada na ławce w jednym miejscu, gra na gitarze i śpiewa. Głos ma tak donośny, że słychać go z baaardzo daleka. I śpiewa ładnie. Może nie to, co ta Adele, ale z tą różnicą, że słucha się go przyjemnie. Nie robi się krzywdy uszom, tak jak w wypadku tej wokalistki. Jej płyty są nagrane w sposób tak do końca beznadziejnie frajerski, że nie powinny być dopuszczone do sprzedaży przez Państwowy Zakład Higieny! Rozbolały mnie uszy, potem głowa i w końcu oczy. Adele!!! Kto to ma być ta Adele - dziewczyna z wielkim talentem, który został niesamowicie spieprzony przez ludzi chcących nagrać chłam dla mas. Tak jest, ona została oszukana! Te płyty katują uszy - jeśli ktoś nie rozumie mojego wpisu, niech poszuka sobie terminu "loudness war". Bardzo dobrze, że są tu ludzie, którzy słyszą wycie. To oznacza, że może macie jeszcze resztki słuchu i poznajecie się na normalnej muzyce. Płyty tej Adele z pewnością normalne nie są - jak się nie da przesłuchać krążka z powodu jego głośności, to chyba znaczy, że nagrał go ktoś nienormalny, nie? Szkoda tylko tej Adele, bo jej piosenki zostaną szybko zapomniane. Nie ma mowy o większym sukcesie i o tym