"Polska Angelina Jolie", czyli Agnieszka Orzechowska postanowiła opowiedzieć w Super Expressie o swoim trudnym dzieciństwie, które ukształtowało jej osobowość i uczyniło osobą, jaką jest obecnie. Przeczytajcie, jeżeli chcecie się dowiedzieć, ale ostrzegamy - to nie jest przyjemna ani śmieszna lektura:
Pochodzę z bardzo biednej i wielodzietnej rodziny. Od najmłodszych lat życie mnie nie oszczędzało. Byłam w różnych ośrodkach i zakładach - wyznaje Agnieszka. Wszystko dzięki mojemu ojcu, którego nienawidzę. Kiedy miałam 9 lat, musiałam patrzeć na okropne rzeczy, na to, jak mój mój ojciec bił moją mamę tak, że ta leżała, nie mając czucia w dłoniach, rękach, nogach. Patrzyłam, jak bił ją patelnią po głowie i gwałcił przy mnie. W takich sytuacjach na golasa uciekałam do Ratusza, by dzwonić po policję, która i tak nie przyjeżdżała. Bałam się wracać do domu.Nigdy nie zapomnę złego dotyku, którego dopuszczał się mój ojciec. Tego, jak uczył mnie kraść i mówił "przynieś mi jakiś portfel, bo i inaczej cię zbiję".
Kolejne lata spędziła w państowych placówkach opiekuńczych, do których oddawali ją rodzice:
Kiedy miałam 10 lat, matka oddała mnie do domu dziecka - wspomina Agnieszka. Oczywiście ja jako dziecko bardzo kochałam swoją mamę, więc nie dość, że czasami podkładałam się ojcu, wolałam by pobił mnie niż ją, to jeszcze uciekałam z domu dziecka do niej. To niestety kończyło się dla mnie fatalnie. Gdy tylko byłam w domu, matka dzwoniła na policję i znów zabierali mnie do bidula.
Byłam nieszczęśliwa. Byłam jedynym dzieckiem, którego nikt nie odwiedzał, do którego nikt nie pisał. Nigdy nie miałam świąt. Przez 18 lat nie miałam także wyprawianych urodzin. Nie mam nawet zdjęć z dzieciństwa. Pamiętam tylko, że zawsze miałam długie włosy i duże oczy.
Wspomina, że krzywdziły ją też prymitywne zakonnice:
Cały czas się buntowałam. Z domu dziecka trafiłam do pogotowia opiekuńczego, z pogotowia do klasztoru w Poznaniu. Tam chcieli mnie nawrócić. Zakonnice ogoliły mi głowę na łyso, bo stwierdziły, że szatan we mnie wstąpił. Chciały mnie oczyszczać, bo chciałam uciec. Codziennie trzy razy wraz z innymi dziewczynami modliłyśmy się i dostawałyśmy różne kary. Ja musiałam szorować salę, w której spałyśmy, było tam 50 łóżek szpitalnych. Siostra spała za parawanem i nas pilnowała. Wtedy miałam 15 lat. Po klasztorze był pierwszy poprawczak, drugi zakład. Byłam bardzo zbuntowana, uciekałam, kradłam...
Radziłam sobie jak dzikie zwierzę. W zakładach musiałam uciekać przed lesbijkami. W takich miejscach są same kobiety. Jedna laska bije się o drugą laskę. Jest z jedną, a każe ci sypiać z drugą...
Takie historie sprawią być może, że część z Was spojrzy na nią czasem nieco inaczej. Na pierwszy rzut oka widać zresztą, że wiele przeszła. Z drugiej strony - czy powinno się opowiadać publicznie o aż takich rzeczach? Jak uważacie?