Najwyraźniej Krzysztof Rutkowski i jego narzeczona Luiza, niedoszła nowicjuszka w zakonie, która próbowała niedawno popełnić samobójstwo, postanowili rozegrać swoje 5 minut najlepiej, jak się da. Po kontrowersyjnym śledztwie w sprawie śmierci Madzi z Sosnowca, pyskówce z Katarzyną Kolendą-Zaleską, próbie samobójczej Luizy oraz planach ślubnych, przyszła pora na kolejny nieoczekiwany zwrot akcji.
Mam poważny problem - wyznaje Rutkowski w rozmowie z Faktem. Rozstałem się z Luizą. Nie wiem, co mam teraz zrobić. Kocham Luizę i wiążę z nią plany na przyszłość. Prowadzę jednak firmę, mam poważne sprawy i pewne rzeczy musimy sobie wyjaśnić, poukładać, dobrze się zrozumieć.
Podobno powodem kryzysu były pretensje Luizy o to, że po jej próbie samobójczej Rutkowski nie odwiedził jej w szpitalu. Ponieważ sama jeszcze niedawno zapewniała, że wchodząc na parapet na 9. piętrze budynku KUL, chciała tylko pooddychać świeżym powietrzem, wygląda na to, że nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji, o co naprawdę chodziło. Jeśli jednak chciała w ten sposób zwrócić na siebie uwagę narzeczonego to nie bardzo się udało.
Był kryzys w naszym związku - przyznaje w tabloidzie. Ale został już zażegnany. Problemy pojawiły się, bo po prostu łączy nas wielka miłość i w związku z tym emocje są też ogromne. Miałam trochę żalu do Krzysztofa, że zaraz po zdarzeniu na KUL nie rzucił wszystkiego i nie przyjechał do mnie do szpitala. Ale wyjaśniliśmy sobie, że po prostu nie mógł. Jest zaangażowany w tyle ważnych przedsięwzięć, że nie jest w stanie zostawić ich i ruszyć na drugi koniec Polski. Teraz to rozumiem. Inną rzeczą jest fakt, że mój narzeczony czuje się zmęczony ostatnimi wydarzeniami. Ale powtarzam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i już wszystko jest w porządku.
Czyli jest dramatyczne rozstanie po próbie samobójczej ale zaraz potem happy end. Czy o to im chodziło od początku?