Policja poinformowała wczoraj, że prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania uszczerbku na zdrowiu młodego aktora. Z piątku na sobotę w warszawskiej willi przerobionej na klub na urodzinach Antoniego "K." Królikowskiego bawił się Alan Andersz. Impreza skończyła się dla niego tragicznie. Spadł ze schodów i uderzył głową o donicę. Jak donosi TVN, wbrew wcześniejszym informacjom tabloidu, do szpitala około pierwszej w nocy zabrała go karetka. Aktor przeszedł dwie operacje w tym trepanację czaszki. Lekarze utrzymują go w śpiączce.
Policjanci nie powinni mieć problemów z ustaleniem, co wydarzyło się feralnej nocy. Przy wejściu są bowiem zainstalowane dwie kamery, z których jedna działała. Świadkowie na razie przedstawiają różne wersje wydarzeńi. Jedni twierdzą, że Andersz wdał się w szarpaninę z jednym z gości lokalu i został zepchnięty ze schodów. Inni zapewniają, że się poślizgnął.
Nie było tam żadnej awantury – zapewnia Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury. Całą sytuację, zakończoną wypadkiem Andersza, zarejestrowały kamery monitoringu. Nagrania trafiły już do policji. Na pewno pomogą w tej sprawie. Moment upadku widać na nim bardzo dobrze. Policja na pewno nie będzie miała problemu z interpretacją. Druga kamera umieszczona bezpośrednio nad schodami nie działała. Film ma na razie tylko policja. Jeszcze go nam nie przekazała.
Tymczasem, jak twierdzi Super Express, Andersz mógł sprowokować kogoś do bójki. Jeszcze za czasów występów w 39 i pół wdał się w awanturę w jednym z klubów. Jego znajomy mówi tabloidowi, że tym razem dostał "jeden celny strzał":
Chłopak ma opinię dość bitnego. Kiedy ktoś go obrazi albo ma jakiś problem, to Andersz nie odpuszcza. Jest pewny siebie. Chodzi na siłownię, gra w paint ball i generalnie dobrze się bawi. Z tego, co wiem, dostał jeden celny strzał i upadając, głową uderzył w donicę.