Policja nadal prowadzi dochodzenie w sprawie poważnych uszkodzeń głowy, których doznał Alan Andersz podczas imprezy w willi na warszawskim Mokotowie. Jak już pisaliśmy, świadkowie zdarzenia, w wyniku którego aktor trafił na odział neurologiczny z wylewem krwi do mózgu, utrzymują, że był to wypadek. Sprawa wciąż nie jest jednak jasna. Okoliczności zdarzenia bada obecnie warszawska Prokuratura Rejonowa. Na razie, ze względu na dobro śledztwa, nie ujawniono, czy któryś gości z obecnych na urodzinach Antoniego "K." Królikowskiego usłyszy zarzuty.
Prowadzimy postępowanie z art. 156 kodeksu karnego, czyli spowodowania ciężkich obrażeń ciała - wyjaśnia w rozmowie z Twoim Imperium Dariusz Ślepokura z prokuratury. Nie mamy jeszcze wiedzy, jak doszło do upadku aktora ze schodów - czy było to poślizgnięcie czy celowe zepchnięcie w trakcie bójki.
Badamy, czy do szpitala przywiozła go karetka czy osoba prywatna - dodaje. Nie wiemy, czy aktor był pod wpływem narkotyków lub alkoholu. Zwróciliśmy się do szpitala o przekazanie pełnej dokumentacji medycznej. W tej sprawie kluczowe będą zeznania pana Andersza, któremu stan zdrowia nie pozwolił do tej pory ich złożyć. Na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów.
Jak informuje tabloid, właścicielka klubu Matrix urządzonego zaadaptowanej w willi przekazała śledczym zapis z kamer monitoringu. W rozmowie z tabloidem daje do zrozumienia, że zna przebieg wydarzeń.
Impreza miała charakter zamknięty - mówi. Żaden z gości nie był agresywny, nie doszło do bójki, którą sugerują niektóre media. Moim zdaniem to był wypadek.
Czas pokaże, kto mówi prawdę. Zeznania różnych świadków i informatorów wciąż się niestety nie zgadzają.