To kolejny przykład na słomiany, "charytatywny" zapał gwiazd. Założona przez Roberta Janowskiego fundacja Młode Talenty nie zdążyła wykazać się inicjatywą. Prezenter znudził się nią po zaledwie roku, a już wcześniej, jak twierdzą jego najbliżsi współpracownicy, niespecjalnie przejmował się jej losem.
Mieliśmy kłopoty, żeby doprosić się o spotkanie młodzieży z panem Janowskim - wspomina w rozmowie z Expressem Bydgoskim opiekunka konkursu dla młodych artystów, nauczycielka I LO w Bydgoszczy. Był na jednym konkursie, jeden dzień jako juror. Potem w dniu finałowej gali dawał artystom wskazówki sceniczne.
Sam prezenter twierdzi, że powodem zawieszenia działalności fundacji są kłopoty z wiceprezesem, któremu zarzuca defraudację pieniędzy. Jest nim bydgoski działacz kulturalny, Arkadiusz Kobylarz, były uczeń I LO w Bydgoszczy, w którym od 20 lat samorząd uczniowski organizował konkurs pod nazwą Młode talenty. To właśnie nad nim opiekę postanowił przejąć Janowski.
Szkoła, licząc na to, że znane nazwisko przyciągnie utalentowaną młodzieź, chętnie na to przystała. Wiceprezesem nowej fundacji został Arkadiusz Kobylarz, którego Janowski oskarża teraz o przywłaszczenie sobie około 30 tysięcy złotych.
Jestem zszokowany. To bezpodstawne kłamliwe zarzuty, które mają na celu kompromitację mojej osoby - broni się Kobylarz w Rewii, zapowiadając skierowanie sprawy do sądu. 8 stycznia rada fundatorów, czyli pan Robert Janowski i ja, wspólnie podjęliśmy decyzję o zakończeniu współpracy. Od tego dnia obie strony przyjęły, że nie posługują się nazwą Fundacja Roberta Janowskiego Młode Talenty.
Wygląda na to, że szukuje się kolejna w życiu Roberta sądowa batalia o pieniądze. Ciekawe, ilu widzów straci tym razem.