Siódma edycja You Can Dance zaczęła się od odcinka pełnego wzruszeń. Chociaż historie uczestników zapewne są prawdziwe i dramatyczne dla nich samych, producenci zrobili wszystko, żeby wycisnąć z nich maksimum emocji, niekoniecznie szczerych.
Przykładem może być 15-letnia Kinga, która wyznała przed kamerami, że przyjechała na casting sama, a jej ojciec nie akceptuje tego, że zajmuje się tańcem. Przejęta Patrycja Kazadi "postanowiła zadzwonić" do rodziców nastolatki i ściągnąć ich na przesłuchanie. Bez jej wiedzy zasiedli na widowni i obserwowali występ córki.
Jest mi bardzo przykro, że nie jestem twoim ojcem i nie mogę być z ciebie dumny - mówił Michał Piróg, a chwilę po jego słowach obok dziewczyny pojawił się ojciec, przytulając ją i chwaląc. Łzy w oczach mieli wszyscy - jurorzy, prowadząca, Kinga i jej rodzice. W tle wzniosła muzyka...
Drugim uczestnikiem, który wzbudził sporo emocji był 22-letni Sebastian Mazur, na co dzień mieszkający w amerykańskim Denver. Opowiedział wzruszającą historię o śmierci swojego starszego brata, któremu zadedykował występ.
Nie okłamałeś mnie w ani jednej sekundzie mówiąc, że taniec jest twoją pasją - mówił zachwycony Piróg. To jest 200%, to jest przezajebiste, naprawdę. Kurwa stary, masz taki talent!
Mamy do czynienia z wielkim talentem, który rozwija się w sposób błyskawiczny - dodał Agustin Egurrola.
Chłopak dostał bilet na warsztaty, które w tej edycji odbyły się w Santa Cruz.
Przy okazji trzeba odnotować dość zabawny epizod - Egurrola pomylił Rusin z Marczuk, mówiąc do niej "Weronika". Urażona Kinga skomentowała to tak:
My się znamy z kolegą dopiero 10 lat i to jest widocznie za mało, żeby zapamiętał, jak mam na imię...
Cóż, skoro samym celebrytom mylą się już na wizji ich znajomi, to co dopiero mówić o widzach.