Czwarty odcinek Bitwy na głosy zakończył się odejściem jednej z większych wydawałoby się gwiazd show – Natalii Kukulskiej. Na podium znalazła się za to grupy Ryszarda Rynkowskiego, Kamila Bednarka i Meza. Pierwsze miejsce, podobnie jak tydzień temu, zajął weteran sceny, który tak jak Halinka Młynkowa podbija serca widzów naturalnością i nieobecnością na łamach cotygodniowej prasy.
Show rozpoczęła drużyna z Brzegu, która wykonała gorący, kubański kawałek Chan Chan Buena Vista Social Club. Potem zaśpiewał chór Kukulskiej. Oczywiście ich wykon Love On Top Beyonce został obsypany komplementami przez jurorów. Zastanawiamy się, czy Węgorzewska, Bohosiewicz i Zamachowski zdają sobie sprawę, jak wiele trącą na wiarygodności i oglądalności, skoro w kółko powtarzając słowa "energia, niebywałe, kunszt i talent".
Po drużynie Natalii wystąpiła grupa Janusza Panasiewicza, który na wczorajszy wieczór przygotował znaną piosenkę Wilków Urke, a następnie zaśpiewali podopieczni Moniki Kuszyńskiej. Zespół z Łodzi porwał się na słynny numer Andrzeja Zauchy Byłaś serca biciem. Górniak postanowiła złożyć hołd jednej ze swoich ukochanych wokalistek i jej drużyna wykonała kawałek Whitney Houston My Love Is Your Love. Po występie Węgorzewska próbowała znowu realizować narzucony przez producenta scenariusz i skomentowała Edzię w taki sposób, że nie wiadomo było, czy to komplement czy szpila. Odcinek zakończyło energetyczne show podopiecznych Meza, którzy żywiołowo zaśpiewali Party Rock Anthem – LMFAO.
Wydaje nam się, że "wielkie gwiazdy" zdecydowanie przegrywają w starciu z showmenami, takimi jak Mezo, czy Bednarek. Jak, Waszym zdaniem, na tym tle radzi sobie Górniak?