Jak zawsze w Must be the music na scenie przed jurorami i publicznością pojawili się wykonawcy reprezentujący różne style muzyczne. Odcinek rozpoczęła grupa z Ustronia, która wykonała kawałek Czesława Niemena Płonąca stodoła. Sam wybór utworu to duży plus – w końcu ile można słuchać kolejnych wykonań Dziwny jest ten świat. Potem pojawiła się maturzystka, która nie przypadła do gustu Zapendowskiej, Sztabie i Łozowi. Nastrój szybko jednak poprawiła grupa The Klappers, która zaryzykowała i zaprezentowała kawałek discopolowy.
Dałam wam nie, ale wy tłumaczcie tę piosenkę na chiński, wyjeżdżajcie i zarabiajcie – skomentowała ich występ nauczycielka śpiewu Edzi Górniak.
Oczywiście, program byłby nieważny, gdyby nie pojawiło się w nim śpiewające dziecko lub nastolatek. Tym razem był to Łukasz Wolski, który zaśpiewał balladę Unchained Melody znaną z filmu Uwierz w ducha. Po jego występie nastąpiła mocna zmiana klimatu i na castingu pojawił się zespół Empire. Mocne granie najbardziej spodobało się Korze, która porównała wokalistkę grupy do Lisbeth Salander z cyklu Millenium.
Do kolejnego etapu dostał się także rosyjsko-polsko-białoruski Backup, zespół Chłopcy kontra Basia oraz duet hiphopowców Jasna Liryka. O miejsce w kolejnym etapie musiała natomiast walczyć formacja Red Heels, która przekonała do siebie sędziów dopiero po drugiej piosence. Po ich wykonaniu Billie Jean Michaela Jacksona Łozo był wyraźnie zdegustowany mówiąc: Takich numerów nie można tak grać. Jest mi źle i niedobrze.
To był ostatni odcinek Must be the music, w którym odbywały się castingi. Za dwa tygodnie zaczną się odcinki na żywo. Widzieliście ktoś, za kogo będziecie trzymać kciuki?