Niewiele już pozostało Annie Musze szczegółów z życia prywatnego, którymi jeszcze nie zdążyła się podzielić z całą Polską. W nowym wywiadzie dla Gali aktorka postanowiła sięgnąć do rezerw odłożonych na czarną godzinę. Mówi na przykład, że skutkiem ubocznym macierzyństwa okazała się depresja jednego z jej kotów:
Na razie ofiarą jest jeden z naszych kotów - zwierzyła się w wywiadzie. Po pojawieniu się Stefanii dostał depresji. Zszedł biedaczek na dalszy plan. Jest totalnym pieszczochem. Postanowił, że będzie jeszcze bliżej i jeszcze bardziej. Nawet jak trzymam mała na rękach to on stara się wejść między nas tylko po to, żeby się jeszcze bardziej przytulić.
Ania wyznaje też, że "ma kaszę manną zamiast mózgu i dobrze jej z tym" oraz, że... urodziła w szpilkach:
Miałam duży problem, w czym pójść do porodu. I poszłam w szpilkach. Wiedziałam, że chcę celebrować ten moment przyjścia na świat nowego człowieka. Zobaczyć matkę po raz pierwszy w barchanowej koszuli?! Jeszcze mogłoby zechcieć wrócić do czasów płodowych.