Paula Ignasiak lubi kreować się w wywiadach na "dziewczynę z sąsiedztwa". Od czasu ujawnienia swojej choroby, chętnie podkreśla, że robi to przez wzgląd na innych chorych i pragnie aby jej przykład natchnął ich otuchą i przekonał, że w obliczu choroby celebrytów nie dotyczą żadne szczególne przywileje. Okazuje się, ze to nie do końca prawda. Jak donosi Na żywo, Pauli ciężko pogodzić się z tym, że w kolejce do lekarza musi czekać podobnie jak inni, "zwykli" pacjenci.
Według relacji tabloidu, powołującego się na naocznych świadków zdarzenia, w jednym z warszawskich oddziałów NFZ Ignasiak domagała się dla siebie wyjątkowego traktowania.
Nie będę stała w kolejce, bo po prostu nie mam na to czasu! - wykrzykiwała głośno, rozczarowana tym, że odmówiono jej przyjęcia poza kolejnością. Czekający przed gabinetami pacjenci w osłupieniu słuchali jak poucza siedzącą za szklanym przepierzeniem recepcjonistkę. Gwiazdorskie fochy okazały się jednak nieskuteczne.
Niezadowolona z takiego obrotu sprawy artystka jeszcze przez chwilę próbowała postawić na swoim - relacjonuje tabloid. Ale, jak się dowiedzieliśmy od informatora, pracownicy NFZ okazali się jednak niewzruszeni.
Widocznie jest jednak za mało znana. Przykre jest jednak to, że innym, lepiej rozpoznawalnym celebrytkom takie rzeczy się udają: nie płacą mandatów i wpychają się do kolejek. Gwiazda nie będzie przecież czekać ze "zwykłymi ludźmi"...