Jak pisaliśmy, wczoraj odbyło się przesłuchanie w charakterze świadka Krzysztofa Rutkowskiego (zobacz: Rutkowski: "Madzia NIE MOGŁA wyślizgnąć się z koca!"). Swoim zwyczajem niewiele pomógł katowickiej prokuraturze, za to miał wobec niej mnóstwo zastrzeżeń. Oświadczył, że przeprowadzony przez niego "eksperyment" wykazał, że Madzia nie mogła sama wypaść z kocyka, w którym trzymała ją matka, a prokuratura dopuściła się zaniedbań, np. nie kierując Katarzyny W. na badania psychiatryczne.
Obserwacja, której poddała się matka nie ma z tym nic wspólnego. Prokuratura powinna zlecić dokładne badania psychiatryczne – powiedział potem w rozmowie z dziennikarzami. Uważam, że to zakłamane dziewuszysko. Raz płacze i udaje rozpacz, z drugiej strony nie widać, że cierpi po śmierci córki. Jestem przekonany, że zdarzyło się coś strasznego, a Katarzyna o tym wie i nie mówi nam prawdy.
Katowicka prokuratura wyjaśnia zaś, że takie badania odbyły się jeszcze na początku śledztwa.
Co do zarzutów wobec matki nic się na razie nie zmienia. Nadal czekamy na opinie biegłych - wyjaśnia Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach. I nie jest prawdą, że nie wykonaliśmy badań psychiatrycznych matki. Na początku śledztwa przed postawieniem jej zarzutów była badana przez biegłych psychiatrów.
Tymczasem Katarzyna W. zabrała już swoje rzeczy z mieszkania w Łodzi, w którym wraz z mężem mieszkała na koszt Rutkowskiego i wróciła do rodziców.
Pozbierała swoje rzeczy i definitywnie się wyprowadziła - potwierdza detektyw bez licencji. Bartek szykuje się do wyjazdu za granicę, ale nie chcę zdradzać szczegółów.
Na razie pozostaje pod jego "opieką". Razem wrócili ze Śląska do Łodzi...
Bartkowi radzilibyśmy znaleźć sobie innego opiekuna. W tej chwili wygląda to tak, że za cenę darmowego mieszkania legitymizuje działania człowieka, który promuje się na jego osobistej tragedii.