Tak jak przepowiadaliśmy wczoraj, znalazł się chętny na wywiad z Katarzyną W., który sama zaproponowała w rozasłanym do redakcji SMS-ie. Tak sie składa, że na spotkanie zdecydowała sie ta sama gazeta, która wczoraj zarzekała się, że nie przystanie na ten "obrzydliwy układ". Zobacz: Chce zarobić na tragedii! Wysyła SMS-y do gazet!. Najwyraźniej Waśniewska udzieliła go jednak za darmo.
Spotkanie odbyło się późnym wieczorem w knajpce na ulicy Karmelickiej w Krakowie. Zdaniem tabloidu, Katarzyna sprawiała wrażenie zaszczutej i nerwowo rozglądała sie dookoła.
To, co teraz przechodzę, to istny koszmar. Mam już dość tej całej sytuacji. Ludzie wytykają mnie palcami i obrzucają błotem - żali się. Muszę stąd wyjechać. Jak najszybciej. Najlepiej za granicę. Zrobiłabym to, ale nie pracuję, nie zarabiam. Moja rodzina mi nie pomoże, bo jest biedna. Nie mam nawet na bilet.
W rozmowie nie chce ujawnić, dlaczego uciekła z mieszkania w Łodzi tuż przed datą planowanego badania wariografem.
Nie mogę tego powiedzieć. To sprawa tylko między mną a moim mężem -oświadcza.
Wtedy do lokalu wpada jej koleżanka i oznajmia, że muszą iść. Następnego dnia Katarzyna W. zdecydowała się jednak na rozmowe telefoniczną z dzinikarzem tabloidu.
Dajcie mi spokój, nie mam już nic, straciłam wszystko - powiedziała i dodała, zapytana o to, dlaczego zostawiła Bartka:
Gdybym wam powiedziała, dlaczego to zrobiłam, dopiero byście o mnie źle pisali...