Tomasz Lis lubi zabawne okładki. Niedawno zaskoczył Internet hasłem "Nie zabijajcie nas" pod cierpiącymi twarzami walczących z siecią Jarosława Kuźniara i Zbigniewa Hołdysa. Okładka najnowszego numeru Newsweeka jest może mniej śmieszna, ale wywołała podobne zamieszanie. I o to chodziło - żeby zdeklasować medialnie Wprost, który ma na jedynce tylko nudnego Bońka.
Do zakupu nowego Newsweeka zachęca fotomontaż przedstawiający posła PiS, Antoniego Macierewicza, z turbanem na głowie, podpisanego "AMOK". W internecie zawrzało - na Facebooku szybko powstały grupy sprzeciwiające się sugerowaniu, że jest on terrorystą. Jak zwykle w polskiej polityce z obu stron posypały się oczywiście najostrzejsze, od dawna niewiele już znaczące słowa. Szkoda nawet czasu, żeby je przytaczać.
Jedną z pierwszych znanych osób, która dołączyła do akcji, tym razem przeciwko tabloidyzującemu ostatnie "poważne media" Lisowi, jest Monika Olejnik. Opublikowała na swoim profilu zdjęcie w turbanie oraz drugie, w której całą twarz ma zakrytą chustą. Dziennikarka zaprotestowała w ten sposób "przeciwko okładce Newsweeka", co nie spodobało się oczywiście Lisowi oraz... jej koledze ze stacji, Kuźniarowi.
Kuźniar ma bardzo radykalne poglądy, szczególnie na wolność wypowiedzi w sieci. W zasadzie chyba najradykalniejsze, jakie tylko można mieć. W pamiętnym felietonie ogłosił, że Internet to bagno i powinno się go całkowicie zamknąć, żeby uniemożliwić odbiorcom krytykę. "Wszystkim wyszłoby to na dobre" - stwierdził. Zapomniał dodać, że głównie wszystkim jego znajomym.
Dziennikarzowi, jak wielu jego kolegom, marzy się powrót czasów, kiedy nie musieli przejmować się tym, co myślą o nich odbiorcy. Czasy, gdy ich opinie były emitowane do ludzi jednostronnie, bez opcji "dodaj komentarz". Komentarze są też symbolicznie wyłączone na "blogu" Kuźniara, na którym oskarżył już użytkowników sieci o wszystko, co najgorsze (najdelikatniej nazwał żartujących z niego ludzi "masochistami").
Tym razem, krytykując Olejnik za to, że uznała, że Lis przesadził z okładką, Kuźniar wykorzystuje okazję i wylewa żółć na cały Internet, oskarża użytkowników Facebooka i ich "hormony", sieć nazywa "rakiem zżerającym rozmowę", Facebooka - "ringiem tonącym w kisielu". Czyta się to aż z pewnym zdziwieniem, jak jakiś pełen jadu wpis na forum. Czy nie z czymś takim próbuje właśnie walczyć?
Kuźniar staje też przy okazji w obronie "sponiewieranego" jego zdaniem przez Internautów Michała Rusinka. Jego zdaniem bardzo cierpi on przez dyskusję o słowie "witam", którą wywołał. Według słów traktującego takie sprawy śmiertelnie poważnie Kuźniara Rusinek to "mistrz", który przegrał z "analfabetami". Uważajcie na przyszłość z takimi żartami, jeżeli nie chcecie być nazwani na antenie tak albo jeszcze gorzej.
Gdyby sprawa dotyczyła samej okładki, nie publikowalibyśmy w ogóle jego słów, ani zdjęć Olejnik, bo nie piszemy o polityce i wojna o turban jakoś średnio nas kręci. Podobnie jak, mamy wrażenie, coraz większą część Polaków, którzy patrzą na wojny dziennikarzy i polityków w "poważnych mediach" z rosnącym niesmakiem. Dalsza część wpisu Kuźniara świetnie obrazuje jednak głębokie niezrozumienie własnych odbiorców przez ludzi starych mediów. Zmiana, jaka nastąpiła dzięki Internetowi wywołuje ich coraz bardziej nerwowe reakcje. Gwiazdy telewizji naprawdę nie mogą się chyba pogodzić z tym, że teraz to w końcu odbiorca a nie nadawca/"autorytet" jest najważniejszy. Czyli że jest wreszcie tak, jak powinno być od zawsze.
Poniżej treść wpisu Kuźniara:
Dlaczego nie wolno kpić z wolnej twórczości smoleńskiej Jarosława Kaczyńskiego i jego wyznawców? - pyta dziennikarz. Dlaczego oni mogą z taką brutalnością zabijać zdrowy rozsądek a jego zwolenników się alienuje? Dlaczego żaden Ziemkiewicz, żadna Szczypińska czy Olejnik nie zakładają szarfy z napisem wstyd kiedy prezes mówi z przejęciem, że samoloty w WTC nie straciły skrzydeł? A co kiedy szef PiS ogłosi, że kolaboranci Tusk i Komorowski odkręcili śruby w kołach tupolewa kiedy stał na Okęciu, a Niesiołowski z Palikotem nocą przed wylotem podpiłowali skrzydła? Czy i wtedy szarzy prawicowi blogerzy z drugiego obiegu zorganizują się na fejsbuku? Przykładanie innej miary do podobnych spraw trąci zakłamaniem.
Turbangate pokazuje bardzo wyraźnie jeszcze jeden problem. Poważniejszy. Internet generalnie a fejsbuk szczególnie stały się współcześnie ringiem tonącym w kisielu. Przeciwko każdemu, kto podpadnie choćby najmniejszej liczbie sieciowych trolli można zorganizować unlike’ową jatkę. "Witamy szanownego pana Michała Rusinka" - 624 osoby lubią to, 468 o tym mówi. Banda rozbawionych internautów sponiewierała pisarza, bo zaprotestował przeciwko słowu "witam". Człowiek, który jest mistrzem słowa przegrał ze sporą grupą literackich analfabetów.
Dziś nie ma znaczenia kim jesteś realnie, ale jak cię widzą kumple z fejsbuka. Wkroczyliśmy w niebezpieczny czas kiedy o pozycji człowieka nie decyduje jego praca ale hormony internautów. Anonimowość przestała się kojarzyć z tchórzostwem, zyskała status bohaterstwa. To pomylenie pojęć. Rak, który zżera prawdziwą rozmowę.