Maja Ostaszewska od urodzenia jest wegetarianką. W jej domu nie można zjeść mięsa. Nie podaje go nawet swoim dzieciom, 5-letniemu Franciszkowi i 3-letniej Janinie. Wegetarianizm rodziny był dobrym sposobem na poruszenie w domu tematu śmierci. Zapytana przez Twój Styl, jak rozmawia z dziećmi na tematy trudne i niekomfortowe, odpowiedziała:
W delikatny sposób, bo takich maluchów nie można obarczać poczuciem winy – mówi. Ważne, żeby rosły w przekonaniu, że świat jest piękny, że jest tu więcej pozytywów niż słabych stron. Jednak dzieci nie jedzą mięsa. Nie straszę ich smutną rzeczywistością, ale nie kryję, że zwierzę na łące to jest to samo, co kotlet na talerzu. Tłumaczę: nie chcemy zabijać cielaczków. Słowo "zabijać" już znają - występuje przecież w wielu bajkach. Nie chronimy ich z Michałem przed tematem śmierci, nie udajemy, że jej nie ma.
Nie podoba mi się, że rodzice podmieniają dzieciom chomika, który umarł, na nowego, żeby zataić fakt odejścia. To podświadomie budzi poczucie lęku. Uważam, że uczciwie jest powiedzieć: "Twój chomiczek umarł".
Pamiętam, jak kiedyś synek zobaczył na chodniku rozszarpanego gołębia. Mówi: "Ojej, mamo, zepsuty gołąb". Odpowiedziałam: "On nie jest zepsuty, on jest nieżywy, chyba go rozszarpało zwierzę". Franek zaproponował: "No to może go poskładamy i będzie jak nowy?". I tu zaczęła się nasza rozmowa o śmierci - łagodna, żeby nie robić z tego traumy.
Obejrzyjcie spot reklamowy, w którym zachęcała do przejścia na wegetarianizm chociaż przez tydzień: