Katarzyna Waśniewska próbuje podobno zebrać pieniądze na wyjazd zagraniczny, wydzwaniając po redakcjach z ofertą wywiadu. W dzisiejszym Super Expressie ukazał się "ekskluzywny" wywiad z matką zmarłej Madzi z Sosnowca. Katarzyna W. opowiada w nim, dlaczego zdecydowała się na separację z mężem, którego, jak twierdzi, nadal kocha.
Bardzo zły wpływ na Bartka mają jego rodzice, szczególnie matka - narzeka Katarzyna. A ja potrzebuję teraz dużo wsparcia. Jeśli Bartek chce, żeby nasze małżeństwo przetrwało, to niech on tego dogląda. A on zamyka się u swoich rodziców i mówi, że nie może się ze mną publicznie spotkać. Nie może nawet mamie powiedzieć, że się ze mną spotkał. I jak mam się czuć bezpieczna przy takim mężczyźnie? Bartek się zmienił. Zamknął się w sobie i stał się nieprzewidywalny. Nie powie, co mu w głowie siedzi, tylko nagle wybucha. Ja zresztą też się zmieniłam. I chcę złożyć wniosek o separację. Jeszcze trzy dni temu myśleliśmy, żeby razem wyjechać i poukładać życie na nowo...
Waśniewska jest przekonana, że za rozpad jej związku i w ogóle wszystko, co jej się złego przytrafiło odpowiada jej teściowa.
Matka Bartka nigdy nie chciała uwierzyć, że Madzia jest córeczką Bartka - wypomina jej w tabloidzie. Wiele razy mi to wykrzyczała prosto w twarz. Wiele razy wyzywała mnie od kurwy. Uważała, że jestem leniwa, że nic nie robię. I to wszystko działo się miesiąc po cesarce, gdy miałam straszne komplikacje, otwartą ranę brzucha. Dlatego zrobiłam wszystko, żebyśmy jak najszybciej się od niej wyprowadzili. Matka robiła mu straszne pranie mózgu. Kilka razy Bartek mnie pytał, czy to na pewno jego dziecko. I zapewniał, że nawet jeśli nie jest jego, to i tak będzie je uważał za swoje i wychowywał.
Znam go na tyle dobrze, że sam z siebie takich podejrzeń by nie miał. Nie chcę krytykować Bartka jako taty, bo się sprawdzał. Ale to nie wyglądało tak, że po powrocie z pracy on miał kierunek tylko dzieciątko. Zresztą nie byłam zazdrosna, bo wciąż poświęcał mi więcej uwagi niż Magdzie. Ja mu zresztą też. Zawsze miał przygotowany ciepły obiad, jak wracał z pracy, było posprzątane, wyprane, wyprasowane. Do chwili narodzin Madzi myśleliśmy, że nie damy sobie rady. Byłam przerażona, bo nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z małym dzieckiem. Myślałam, że nie będę potrafiła wykąpać i przewinąć maleństwa. Ale gdy Magda przyszła na świat, to strach minął. Rozumiałam Madzię. Rozróżniałam jej płacz w zależności o tego, czy ma kolkę, jest głodna czy ma pełną pieluchę...
Na pytanie Super Expressu, czy Katarzyna W. oczekuje, że mąż zaczeka na nią, jeśli w wyniku oskarżenia o spowodowanie śmierci dziecka, trafi do więzienia, kobieta nawet nie próbuje zapewniać o swojej niewinności:
Nie wiem, czy zaczeka - mówi tylko. Do tej pory mówił, że będzie czekał, ale ja już tego od niego nie wymagam.