Katarzyna Waśniewska i Krzysztof Rutkowski wymieniają się uprzejmościami w tabloidach. On nazywa ją "kłamliwym dziewuszyskiem" lub "toksyczną kobietą", ona nie pozostaje mu dłużna. W rozmowie z Super Expressem oskarża go o to, że chce zbić majątek na jej życiu i tragedii. Ona, jego zdaniem, ma podobny plan. Przypomnijmy: "Oferują wywiady za pieniądze!"
Teraz Waśniewska oskarża Rutkowskiego między innymi o działanie na szkodę śledztwa. Przekonuje, że tylko z jego powodu nie poddała się badaniu wariografem:
Pierwsza próba i tak nie doszłaby do skutku, bo byłam w fatalnym stanie. Nawet pan, który przeprowadzał badanie, powiedział, że to nie ma żadnego sensu. A druga próba, jak się okazało, to była próba medialna. Przed bramą stał wóz TVP, wszędzie kręciły się pismaki. Krzysztof chciał zarabiać na nas pieniądze. Myślę, że tak. Albo miał jakieś układy. Krzysztof jest osobą, która jak powie, to tak ma być. Przychodzi i wydaje rozkazy. Luiza oceniała go jako manipulatora. Powiedziała, żebyśmy mu nie wierzyli. To są jej słowa. Sama Luiza, gdy przyjechali z Krzysztofem do nas, powiedziała mi w kuchni, żebyśmy się w to nie bawili. Powiedziała to, gdy Krzysztof chciał, żebyśmy udzielili wywiadu "Gazecie Łódzkiej", bo niby każda osoba z Łodzi przychodzi rano do sklepu po chleb i "Gazetę Łódzką". Myślę, że Krzysztof zrobił sobie niezłą reklamę i przesadził.
Jak twierdzi Waśniewska, nagłośniona w mediach pomoc Rutkowskiego w rzeczywistości wyglądała zupełnie inaczej:
Udostępnił nam mieszkanie w stanie surowym. Był tam materac dmuchany, aneks kuchenny z lodówką. No i łazienka, ale poza tym to mieszkanie było puste. Myślę, ze Rutkowski przekroczył granice w momencie gdy wylądowałam w areszcie. Powinien już dać spokój. Powinien zmienić branżę na rozrywkową, bo się w niej chyba lepiej czuje. A to, co się dzieje teraz z tym filmem, dla mnie to już jest przegięcie. Mojej zgody na film nie dostanie, nie chcę tego. Myślę, że nikt w tym kraju nie pójdzie na taki film.
Matka tragicznie zmarłej Madzi podkreśla, że Rutkowski nie tylko nie pomógł w śledztwie ale jeszcze bardziej je zagmatwał. Zapewnia, że tylko z jego powodu początkowo błędnie podała miejsce ukrycia zwłok dziecka i nie chciała współpracować z prokuraturą.
Po pierwsze dlatego, że pierwszą rzecz, jaką Krzysztof potem zrobił, to zadzwonił do dziennikarzy. Zrobiłam to zupełnie świadomie, celowo - wyjaśnia, a następnie dodaje odpowiadając na pytanie, dlaczego nie chciała współpracować: Miałam takich doradców. Pan Krzysztof traktował prokuraturę dość negatywnie i nastawiał mnie tak samo do niej. Mam do niego żal o to, że wykorzystał nas do zrobienia sobie reklamy. Na przykład pan Krzysztof zaproponował nam konferencję w tym samym czasie, gdy sąd ogłaszał wyrok skazujący go. Użył mnie jako piłeczki do odbicia w stronę prokuratury, że niby wszystko jest sfingowane i prokuratura postępuje niegodziwie. Dlatego absolutnie nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Pewnie i tak bym nie wytrzymała - dodaje, zapytana o to, jak długo zamierzała ukrywać prawdę o śmierci Madzi. Ale on to zrobił na oczach całej Polski. Dlatego ma zarzuty. Nie przebaczę mu tego, co zrobił, bo ani razu nie powiedział: "przepraszam Kaśka, że to wyszło do mediów ".