Tuż po wygranej Jarzębin w konkursie na hymn Euro1012 zaczęły się kłótnie o prawa do piosenki między wykonawczyniami oraz jednym z jej współtwórców. Na etapie zgłaszania kandydatury w konkursie śpiewaczki umówiły się z Michałem Malinowskim, że podzielą się pieniędzmi. Jednak po sukcesie Koko Euro spoko zaczął się show biznes, którego nieodłącznymi elementami są nienawiść i publiczne oskarżanie się w tabloidach. Obecnie Malinowski zalicza kolejne gazety oraz programy, w których opowiada o tym jak został oszukany. Nazwał już nawet panie z Jarzębin "podłymi babami".
Mimo że współautor hitu twierdzi, że to "on wszystko wymyślił, cały ich występ, aranżację i ustawienia" Jarzębiny utrzymują wersję, iż był jedynie pośrednikiem.
Po sukcesie piosenki panie odwróciły się do mnie plecami. Powiadomiły mnie e-mailem, że nie chcą już ze mną pracować. Nie usłyszałem nawet "dziękuję" – żali się Malinowski, tym razem w Gazecie Wyborczej. Muzyk twierdzi, że proponował Jarzębinom korzystne warunki współpracy, załatwił im kontrakty i koncerty: Wspólnie odnieśliśmy sukces, więc wspólnie powinniśmy dzielić się dochodami. Było nas w sumie 10 osób, więc zaproponowałem, żeby każdemu dać po równo. One nie chciały.
Oczywiście zupełnie inną wersję przedstawiają Jarzębiny. Obecny menedżer zespołu, Sławomir Król, stawia Malinowskiego w negatywnym świetle. Ponoć Jarzębiny zerwały współpracę, gdyż nie radziły sobie z nagle zdobytą popularnością.
W połowie maja, czyli dwa tygodnie po wygranym konkursie, zadzwoniła do mnie pani Katarzyna Enemuo, która opiekowała się zespołem, i mówi: "Sławek, ratuj. Tu jest jakiś potworny bałagan. Ktoś się musi tym zająć" - opowiada gazecie. Malinowski nie dopełnił podstawowych formalności, a próbuje kreować się na twórcę sukcesu. Ten pan po prostu bredzi.
Jak oceniacie, jest się w ogóle o co kłócić?