Wczoraj informowaliśmy, że Lindsay Lohan skasowała cały przód swojego porsche w czołowym zderzeniu z małą furgonetką. Aktorka natychmiast pojechała do szpitala, gdzie spędziła noc na obserwacji. Dziś wyszła z kliniki i powiadomiła media, że "oprócz kilku zadrapań i siniaków nic jej nie jest". Na tym jednak sprawa się nie skończy. Lohan ma na swoim koncie już kilka poważnych przewinień, a policji nie spodobał się fakt, że gwiazda odmówiła pomocy pogotowiu i sama pojechała do prywatnego ośrodka.
Funkcjonariusze podejrzewają, że Linday była pod wpływem alkoholu. Dlatego nie pojechała z pogotowiem ratunkowym do normalnego szpitala, gdzie poddano by ją badaniu alkomatem. Dodatkowo na niekorzyść Lindsay świadczą zeznania mężczyzny, który prowadził furgonetkę.
Okazuje się, że Linday niespodziewanie wjechała w tył samochodu, a początkowo zeznawała, że to kierowca furgonetki nagle zmienił pas i zdarzył się z nią czołowo. Na szytym grubymi nićmi kłamstwie gwiazdy nie koniec. Mężczyzna o imieniu James, z którym zdarzyła się aktorka, powiedział policji, że zanim na miejscu pojawiły się służby, Lohan próbowała go przekupić… Miał zeznać, że to on był winny zdarzeniu.
Lindsay grozi więzienie, a przynajmniej kolejna seria nieprzyjemnych rozpraw, jeśli okaże się, że za kierownicą siadła po kilku drinkach. Zobaczcie, co zostało z luksusowego porsche aktorki: