Zdaje się, że wszystko wróciło do normy, czyli Lindsay Lohan juz niebawem znowu trafi na salę sądową. Okazało się, że gwiazda, która niedawno skasowała swoje porsche, próbowała okłamać funkcjonariuszy. Aktorka najpierw uciekła z miejsca wypadku do prywatnej kliniki, a następnie w trakcie składania zeznań próbowała wmówić policjantom, że to nie ona siedziała za kierownicą.
W wersji Lohan porsche prowadził jej asystent, który wypił kilka drinków i wjechał w tył jadącego przed nim samochodu. Natomiast ona siedziała na miejscu dla pasażera, więc nie ma nic wspólnego z wypadkiem. Oczywiście kłamstwa Lindsay zostały szybko zweryfikowane. Świadkowie wypadku stwierdzili, że to na pewno gwiazda prowadziła auto.
Po uderzeniu w tył furgonetki Lohan próbowała przekupić jej kierowcę, aby zeznał, że to jego wina. Jednak, gdy to nie podziałało zadzwoniła po swojego asystenta. Ten zjawił się na miejscu z menedżerem aktorki. Lindsay wsiadła do nowego samochodu i pojechała do prywatnej kliniki. Natomiast asystent został na miejscu i miał powiedzieć policji, że to on prowadził porsche.
Za składanie fałszywych zeznań Lindsay grozi wysoka grzywna i odsiadka nawet do 2 lat. Lohan już wielokrotnie uniknęła kary tylko i wyłącznie dlatego, że jest sławna i bogata. Myślicie, że tym razem będzie tak samo?