Książka Andrzeja Żuławskiego pt. Nocnik, w której w zakamuflowany sposób opisał swoje erotyczne przygody, wywołała skandal i wyrokiem sądu została wycofana z dystrybucji. Wywołało to głośną dyskusję, bo "areszt" książki zdarza się w Polsce naprawdę rzadko.
Sprawa sądowa między reżyserem a Weroniką Rosati toczy się już od jesieni 2010 roku. Aktorka żąda od 71-letniego Żuławskiego oraz wydawcy książki 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia, przeprosin w mediach za "naruszenie jej prawa do prywatności i godności", a także "zaprzestania dalszego naruszania jej dóbr osobistych". Natomiast adwokat Żuławskiego wniósł o oddalenie pozwu, argumentując, że Rosati nie jest tożsama z bohaterką erotycznych przygód. Weronika uważa inaczej.
Wygląda na to, że spór jeszcze trochę potrwa. Rosati zażądała ostatnio usunięcia wszystkich fragmentów, które dotyczą wiązanej z nią postaci Esterki, z kolejnych wydań Nocnika. Sąd zdecydował się zaś powołać literaturoznawcę, który ma ocenić, czy... "utwór literacki można traktować w kategoriach prawdy i fałszu".
Biegły miałby stwierdzić, czy pisarz może w ogóle kogokolwiek obrazić, nawet jeśli jego tworzywem są jakieś osoby z realnego życia - mówi Dziennikowi mecenas Naumann, który reprezentuje Żuławskiego. O pannie Rosati nie ma ani słowa w tej książce. Panna Rosati mogłaby być powódką tylko wtedy, gdyby to był dzieło dokumentalne, gdzie występowałaby pod swoim nazwiskiem.
Rzeczywiście, sytuacja wydaje się dość problematyczna. Pomyślcie, ile książek trzebaby ocenzurować, gdyby ludzie poznani przez pisarzy oskarżali ich o inspirowanie się w twórczości ich charakterami i życiorysami.
Jak donosi Dziennik, w odpowiedzi na te wyjaśnienia przedstawiciel Weroniki stwierdził, że "to niczego nie zmienia, bo wiele faktów z życia bohaterki pozwala ją jednoznacznie zidentyfikować". Sam Żuławski oczywiście twierdzi, że Esterka to nie Weronika, która pozywając go "sama zgłosiła się na ochotnika"... :)
Czy cała ta sprawa nie wydaje Wam się odrobinę abstrakcyjna?