W lutym tego roku Alan Andersz miał wypadek, w wyniku którego wylądował w stanie krytycznym w szpitalu. Na początku media informowały, że tancerz został brutalnie pobity w mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Z czasem jednak wersja wydarzeń zmieniała się, ale nadal dokładnie nie wiadomo w jakich okolicznościach doznał obrażeń czaszki. W ostatniej rozmowie z To się nagrywa juror Got to dance po raz kolejny odmówił wyjaśnienia sprawy.
Miałem wylew i dwa krwiaki w mózgu. Trzy miesiące temu miałem wypadek i bardzo szybko doszedłem do siebie. Wszyscy są w szoku wyłącznie z lekarzami. Za wcześnie, aby mówić o tym jak do tego doszło – stwierdził.
Jak myślicie, dlaczego? Czy upublicznienie tych informacji mogłoby być dla kogoś obciążające?
To był jeden wielki szok. Miałem ogromna ilość szczęścia w nieszczęściu. W tym momencie zależy mi, aby dojść do 100-procentowego zdrowia, a dalej się zastanowię, jak wyzdrowieję - dodał. Wiele miałem gleb w życiu i myślałem, że się nauczyłem dużo. Ale po tym co się stało zrozumiałem, że życie zmienia się totalnie. Zmiana o 180 stopni w jeden dzień. Docenia się zupełnie inne rzeczy i inne rzeczy cieszą. Zmieniłem totalnie swoje podejście do życia. Cieszę się z najdrobniejszych pierdół.
Na wielką przemianę Alana najwyraźniej wpływ miał nie tylko wypadek, pobyt w szpitalu i leczenie, ale także tajemnicze okoliczności w jakich doszło do urazu. Może czas zmienić kolegów?