Po obronie ze strony Tomasza Lisa i Jarosława Kuźniara przyszedł czas na samego Wojewódzkiego. Kuba broni dowcipów o gwałceniu brzydkich Ukrainek w Polityce. Przekonuje, że śmiejąc się ze słów Figurskiego i mówiąc, że "jego Ukrainka" cały czas pracuje na kolanach, walczył z - cytujemy - "lenistwem pojęciowym":
Naszą konwencją w programie "Poranny WF" w radiu Eska Rocka jest absurd - tłumaczy. Komentowanie świata poprzez groteskę, wyolbrzymianie, karykaturyzowanie, walkę z lenistwem pojęciowym i stereotypem. Krzywe zwierciadło, w którym odbijają się także nasze narodowe wady, przywary czy śmiesznostki.
Kuba broni się też przypominając, że są gorsi od niego. Pewnie - zawsze są jacyś gorsi:
Jest próba wcielenia się w język, słowa czy retorykę tych, którzy swojego chamstwa, ksenofobii czy nienawiści nie biorą w nawias. Ich jest wielu, często jawni i bezceremonialni, ale widocznie są bardziej niebezpieczni od naszego duetu. O wiele łatwiej wyhaczyć cherlawego okularnika z TVN z niewyparzoną gębą niż napakowanego kibola ze stadionu z transparentem „Śmierć garbatym nosom”. Łatwizna. Bo połajanie nas automatycznie pasuje wielu publicystów na niepokalanych rycerzy zasad. Bo brak próby chociaż minimalnego wycieniowania naszych „rasistowskich intencji” nie pasuje do ich masowego gromkiego oburzenia. Kiedy w Programie 2 TVP w kabarecie nadawanym w godzinach największej oglądalności pada żart – "W Afryce upadł rząd. Co się stało? Gałąź się złamała" – sala ryczy ze śmiechu.
Dlaczego z jego dowcipów "ryczy" coraz mniej? Może po prostu zaczął przesadzać, wszedł w politykę i przestał być zabawny? Wojewódzki twierdzi, że jest ofiarą nagonki i "polowania na czarownice":
Wspinanie się tej sprawy po szczeblach przesady i braku umiaru, podobnie jak po szczeblach administracji rządowej, budzi we mnie trwogę. Nadajemy rangę polowania na czarownice czemuś, co jest po prostu brzydkim, może źle opowiedzianym, może źle zilustrowanym przykładem, jak niefajni potrafimy być. Przykładem czegoś, co właśnie teraz się dzieje...
W pierwszym komentarzu po wybuchu afery Wojewódzki nazwał się "człowiekiem sukcesu" i na poważnie pożalił się, jak trudno jest być nim w Polsce. Rzeczywiście - nie dość że śmieją się z wypożyczanych samochodów i opowiadania publicznie, ile podobno na nie wydał, to jeszcze go krytykują za zbyt chamskie żarty. A może Polacy mają po prostu wielki, zdrowy dystans do naszych gwiazd i celebrytów, znacznie większy niż ludzie na Zachodzie do swoich? Dystans, o który podobno tak walczą Wojewódzki z Figurskim...
Dziennikarze zaprzyjaźnionego z Wojewódzkim Newsweeka chcieli porozmawiać z nim na temat afery, ale odmówił. Czuł widocznie, że źle wypadnie nawet mimo tego że naczelnym pisma jest jego przyjaciel, który na pewno zrobiłby wszystko, by go jakoś wybronić. Wysłano mu więc pytania mailem. Kuba po długim zastanowieniu odmówił odpowiedzi na nie. Widocznie zabrakło mu błyskotliwych puent. Oto one:
- Czy Polacy to chamy, które w Ukrainkach widzą wyłącznie kobiety na kolanach?
- Skąd pan czerpie taką wiedzę?
- Czy u pana sprząta Ukrainka?