Kuba Wojewódzki lubi mówić i myśleć o sobie jako o idolu młodych, "człowieku sukcesu", jak sam napisał, który wyznacza, co jest obciachowe a co nie. Czy jest to jednak zgodne z prawdą? Z jego zdaniem zgadzają się oczywiście jego znajomi celebryci w średnim wieku, ale może właśnie dlatego, że sami miewają kontakt z młodzieżą co najwyżej chodząc na wywiadówki.
Afera z "żartami" z gwałcenia Ukrainek pokazuje po raz kolejny, że Kuba chyba powoli przestaje być śmieszny. Nie rozumie być może, jak zmienili się przez ostatnie lata młodzi Polacy, że to już trochę inny kraj, nie żyjący jego problemami, wstydem za "statystycznego Polaka" i ostrym politycznym zaangażowaniem. Chciał, jak twierdzi, wyśmiać ludzi prymitywnych, a zamiast tego rozzłościł tych, z którymi chce być utożsamiany. W tym problem.
Gwiazdą można stać się bardzo łatwo i szybko. Podobnie szybko można stracić sympatię, o którą się zabiegało, i zacząć wyglądać na kogoś z minionej epoki. Telewizyjna sława działa tylko do momentu, w którym ludzie wierzą, że dany celebryta jest podziwiany przez innych. Gdy nagle przestają, gdy czar pryska, to koniec. Zauważyliście na przykład, jak nagle i nieodwracalnie przestano uważać za wielką gwiazdę Dodę, czy wcześniej Michała Wiśniewskiego i Mandarynę? Po prostu ich "magia" przestała w pewnym momencie działać. Czy tak może stać się niedługo z Kubą?
Co myślą o Wojewódzkim młodzi ludzie? Tacy naprawdę młodzi, a nie w wieku walczącego z internetem Kuźniara. W sieci pojawił się właśnie dosadny i chyba celny apel młodych satyryków, którzy jako "Make life harder" parodiują z powodzeniem dość przykry w odbiorze "lifestyle'owy" blog Kasi Tusk ("Make life easier"). Ich podsumowanie ostatnich lat sławy Kuby jest mocne i warte odnotowania. Dodajmy, że są to osoby, które mają prawo go oceniać, zwłaszcza po tym kiepskim żarcie. Sami coś osiągnęli, są zabawni w tym co robią i z pewnością lepiej czują świat swoich rówieśników niż były punk rockowiec szpanujący dziś wypożyczonym lamborghini. Oddajmy im głos:
Tekst o Ukrainkach był na tyle słaby, że właściwie sam siebie idealnie podsumowuje - i nie chodzi o to, że był kontrowersyjny, bo jebie nas polityczna poprawność i jaramy się kontrowersyjnym żartem - ale o to, że był właśnie porażająco nieśmieszny. Porażająco nieśmieszne jest też to, że koleś, który od 20 lat robi w branży rozrywkowej i który uchodzi za ikonę polskiego ruchu oporu wobec przaśnej rozrywki spod znaku Karola Strasburgera i innych tuzów - sam od dłuższego czasu jest leśnym dziadkiem i serwuje podobne co Karol suchary, tyle że z poziomu niegrzecznego, pięćdziesięcioletniego dzieciaka w kardiganie. Panie Kubo, stoisz tam, gdzie kiedyś stał Drozda. Sory, ale idź pan w chuj z takim żartem .
Zgadzacie się z nimi?