Przed finałem Mario Balotelli zapowiedział na konferencji, że strzeli Hiszpanom cztery gole. Cóż można powiedzieć, że wykrakał. Zamiast obiecanej masakry drużyny Ikera Casillas napastnik Azzurrich patrzył bezradnie, jak reprezentanci Hiszpanii czterokrotnie ładują piłkę do jego bramki. Nic dziwnego, że porażkę odebrał bardzo osobiście.
Po zakończeniu spotkania Balotelli nie został na murawie, aby podziękować kibicom i pogratulować przeciwnikowi, ale pobiegł do szatni. Próbował go zatrzymać jeden z asystentów trenera, ale piłkarz go odepchnął i zniknął ze stadionu. Wrócił po paru minutach na wręczenie srebrnych medali. Z posępną miną odebrał nagrodę za drugie miejsce w mistrzostwach, a następnie rozpłakał się na oczach tysięcy ludzi na stadionie oraz milionów przed telewizorami.
Wczoraj przegrał, ale warto też pamiętać, jakim bohaterem był podczas poprzedniego meczu. Niestety, w piłce nożnej jest jak w miłości - niewykorzystane okazje się mszczą.