Mimo obciążających ją wyników śledztwa świdnickiej prokuratury, "opiekunka" zmarłej w grudniu ubiegłego roku gwiazdy nie ma sobie nic do zarzucenia. Na teren posesji Villas, którą nadal okupuje i nie wpuszcza syna zmarłej, wpuściła ekipę Faktu, by opowiedzieć o tym, jak czule i troskliwie opiekowała się gwiazdą.
Siedząc na kanapie, na której umarła Villas, jak ustalili śledczy, w ogromnych cierpieniach, "opiekunka" opowiada o jej ostatnich dniach.
To właśnie tutaj zasnęła pańcia - mówi w rozmowie z tabloidem. Odeszła tak cicho, we śnie... Po śmierci pańci nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Wsuwałam na stopy jej kapcie i kładłam się na kanapie, na której umarła. Do dziś tutaj śpię. Ostatnio nawet przyśniła mi się pani Violetka. Stała tutaj, w nogach łóżka. Wyglądała przepięknie. Była taka spokojna, uśmiechnięta. Emanowało z niej jakieś niezwykłe nieziemskie szczęście. Takie prawdziwe. Zapytałam pańcię, czy nie tęskni. Odparła, że nie. Mówiła, że teraz jest jej bardzo dobrze, że tam jest tak pięknie. Była zachwycona. I radosna. Miała wokół siebie taką jasną aurę.
Niestety, jak wykazało prokuratorskie śledztwo, ostatnie lata życia od opieką Elżbiety B. nie były "jasne i piękne". Villas spędziła je w nieludzkich warunkach, w brudzie i samotności. Jak ustalili specjaliści, Budzyńska zamykała ją w wyziębionej komórce, była ofiarą przemocy zarówno psychicznej jak i fizycznej.
O tym Budzyńska nie opowiada. Korzystając z odwiedzin tabloidu Budzyńska skarży się natomiast, że prokuratura usunęła spoza jej zasięgu pamiątki po zmarłej.
Resztę pamiątek, płyty, suknie, bibeloty prokuratura zabrała do dwóch pokojów na górze - żali się. Wszystko zostało opisane i zaplombowane w tych pomieszczeniach.
Oczywiście z wyjątkiem cennej biżuterii, która już wcześniej przepadła "w tajemniczych okolicznościach"... Zobacz: Ukradziono biżuterię Villas!