Po nieudanym wywiadzie, który zakończył chyba karierę Michała Figurskiego, przeszedł czas na gwóźdź programu - obronę Kuby Wojewódzkiego. Błyskotliwszy z duetu na jej miejsce wybrał oczywiście własną gazetę, do której pisze od lat - Politykę.
Kuba miał wiele dni na dopracowanie swojej linii obrony i na pewno je wykorzystał. Rozmawia ze swoim kolegą, który przyznaje, że bawiły go jego wcześniejsze dowcipy i nie zadaje mu zbyt trudnych pytań. I niestety, mimo to nie wygląda to najlepiej. Wywiad jest pełen oskarżeń, emocjonalnych tyrad, ataków na... polityków i dziennikarzy. Kuba padł chyba ofiarą tego, że przez swój wyniosły styl bycia stracił wielu przyjaciół w mediach, którzy teraz nie bardzo chcą stawać w jego obronie. Cała rozmowa jest zaskakująco nieprzyjemna.
Prowadzący Jacek Żakowski przerywa Kubie kilkukrotnie mówiąc "nie nakręcaj się tak". Brzmi to trochę, jakby Wojewódzki nie zauważał, że jego język i sposób wyśmiewania wrogów przestał nagle działać. A przede wszystkim jakby nie rozumiał, jak archaicznie wyglądają próby nazywania wszystkich krytykujących go ludzi "pisowcami". Dopiero co został przecież "zgwałcony" przez lewicowy Przekrój (zobacz: Wojewódzki GWAŁCONY W ODBYT: "Przekrój" przesadził?). Wojewódzki mówi w kółko o PiS-ie, Kaczyńskim, Tupolewie i... Macierewiczu. A kogo obchodzi Macierewicz? Rzuca wciąż te same zaklęcia, które jakby przestały działać.
- Jeśli dla moich krytyków - nawet dla Moniki Olejnik - jestem chamem, to oni są mentalne disco polo z tabloidowym systemem operacyjnym - zaczyna w swoim stylu.
- Chcesz się bronić, atakując Monikę Olejnik, która cię skrytykowała w "Gazecie"? - pyta Żakowski.
Kuba odpowiada jak polityk - nie odnosząc się w ogóle do słów dziennikarki, ale atakując ją personalnie. Za to, że... lubi kupować sobie buty. Oto przygotowany przez niego kontrargument:
- Jej ostatnie teksty na mój temat są jak Tupolew z betonu w sanktuarium Bolesnej Królowej Polski. Miało byc serio i w poważnej sprawie, a wyszło raczej śmiesznie. Monika ostatnio bardzo chce być bolesną królową Polski. Gdybym miał wejść na ten poziom dyskusji, pozbawiającej nas prawa do krytycznej, autorskiej metody, to poradziłbym jej, żeby zamiast szukać dla siebie kolejnych butów, raczej wpadła do jakiegoś teatru zobaczyć, jakie eksperymenty ludzie robią z metaforą.
- Po awanturze, jaką spowodowaliście mówiąc, że "dzwonicie do Murzyna", dziwi mnie twoje zaskoczenie.
- Tamta sytuacja też pokazywała, że poczucie humoru nie jest naszym sportem narodowym. Jest nim bardziej polowanie z nagonką. Jest wyścig, kto lepiej opisze, jakimi nihilistycznymi bydlętami jesteśmy.
- Nie nakręcaj się tak.
- Jakiej myśli triumfem jest to, że powstał ten niezwykły sojusz Łukasza Warzechy, Moniki Olejnik, pani superniani Zawadzkiej, ministra Gowina i portalu gminno-brukowego Pudelek? Kogo to nobilituje, a kogo to pogrąża?
- Spójrz na to z innej strony. Masz w "Gazecie" listy Ukrainek, które twój program zabolał.
- U mnie nie pracuje żadna Ukrainka - mówi Kuba. Ale przyznaje: Do mojej mamy pomagająca jej Ukrainka nie przyszła.
- Myślisz, że było jej przykro?
- Po medialnej histerii na temat tego programu wszystko jest możliwe. Prawie wszyscy możliwie najszerszym łukiem omijali fakt, że przedrzeźnialiśmy "prawdziwych Polaków", co wcześniej wyraźnie powiedziałem.
Czy naprawdę omijali? Kuba i Michał mówili o tym głośno od początku. Powtórzyła to za nimi właśnie nawet niemiecka prasa. To jego zdaniem dobrze? Zobaczcie: Niemiecka gazeta: "Figurski wczuł się w statystycznego Polaka, który zgwałciłby ukraińską sprzątaczkę"
Dalej Kuba żali się, jak został pokrzywdzony i niesprawiedliwie potraktowany:
- Nadawca zrozumiał, że jeśli chce przetrwać, musi nadziać na pal nasze głowy. Zwłaszcza głowę Michała Figurskiego. Oto głowa zdrajcy naszych interesów narodowych. (...) Rozumiem, że czas Euro był zły na tego typu dowcip. Ale gdzieś jest granica absurdu w linczowaniu nas.
Czy naprawdę została przekroczona? Póki co Kuba szykuje się na powrót do jesiennej ramówki TVN-u w roli zarabiającego miliony największego polskiego celebryty. Nazywalibyście to "linczem"?
Kuba przekonuje też, że to wszystko wina... polityków PiS-u (!), którzy boją się jego poczucia humoru:
- Oni muszą nas pacyfikować, bo nasza siła momentami i mnie przeraża.
- Muszą? - pyta Żakowski?
- Oni tak myślą poważnie. Wiedzą, że poczucie humoru musi wygrać z ich betonowym patriotyzmem.
Przypomnijmy, że rozmowa dotyczy żartów Kuby i Michała z tego, że Ukrainki są za brzydkie, żeby je gwałcić i sugerowanie ze śmiechem Leppera, że ciężka praca sprzątaczki "na kolanach" ma coś wspólnego z seksem oralnym.
Poniższa wymiana zdań mówi chyba najwięcej o absurdalności tej rozmowy:
- Nie ułatwiej sobie - mówi Żakowski. Ja z absurdem nie mam żadnego kłopotu, a widząc Ukraińców zastanawiam się, co oni teraz sobie o nas myślą? Jak się czują, słysząc takie żarty? Niedawno słyszeli od Bartka Węglarczyka, że Ukrainki to najpopularniejsze roboty w polskich domach. Wylądowałeś z nim w jednej paczce.
Kuba odpowiada tak:
- Bo Polska stała się jedną wielką komisją Macierewicza. Lubimy takie obrzędowe definiowanie naszego narodowego MY. Najchętniej przez wspólnego wroga. A Polacy, jak się w jakiejś sprawie nakręcą, to w zgodnym chórze powtarzają najbardziej jednostronne głupstwa.
I na koniec najważniejszy chyba cytat wywiadu. Czasami zdarza się tak, że człowiek w gniewie powie to, co myśli naprawdę, co go najbardziej boli i dręczy. Oto chwila prawdy Kuby Wojewódzkiego:
Tu jest pies pogrzebany! Jeżeli 50-letni facet prowadza się z 20-letnimi pannami, ma odrobinę za dużo kasy, jeździ luksusowymi autami, ma kilometrowy apartament w Warszawie i ciągłe oferty pracy, to każdy go chce ustrzelić. Nie mieszczę się w niektórych głowach kulturowo. Wtedy trzeba to oswoić na swojską nutę. Laski to ustawki, samochody są pożyczone, podobnie jak myśli. Moje dobre samopoczucie jest policzkiem wymierzonym polskiemu kołtunowi siedzącemu w ludziach, którzy - jak Monika Olejnik - uprawiają pseudointelektualne kołtuństwo.
Uuu...