Zdaniem pracowników Teatru Narodowego, wszystko jeszcze dałoby się załagodzić, gdyby nie jeden taktyczny błąd Grażyny Szapołowskiej. Jak wiadomo, w swojej argumentacji posłużyła się przykładem żony dyrektora placówki, Beaty Ścibakówny, której mąż bez oporu dawał wolne na występy w show Gwiazdy tańczą na lodzie. Rzeczywiście tak było. Zdaniem Szapołowskiej dowodzi to stosowania podwójnych standardów przez Jana Englerta.
I tego właśnie Englert nie może jej darować. Gdyby nie wyciągnęła przykładu żony, być może skończyłoby się na ugodzie. W obecnej sytuacji, zdaniem informatorów Super Expressu, nie ma na to szans.
Niepotrzebnie Grażyna upierała się w sądzie, że dla żony Englert zrobił wyjątek i pozwolił na występ w show, a jej zgody nie dał - mówi źródło tabloidu. Janka to zabolało, że Szapołowska na ataku na Ścibakównę oparła swoją linię obrony.
Afront był tym większy, że cała trójka zna się od dawna. Ścibakówna i jej mąż zaliczali Szapołowską do grona swoich najbliższych przyjaciół. Uznali jednak, że obecnie sprawy zaszły za daleko.